Igor Witkowski przedstawia aktualną sytuację współczesnego kościoła katolickiego i tego co dzieje się w teraz Watykanie. Rozważa stan kościoła, religii i rel
Zanim zasłynął jako patron zakochanych, opiekował się głównie chorymi na padaczkę. Niewiele osób wie, że jego relikwie znajdują się w Lublinie Szczątki św. Walentego przechowują kościół pod wezwaniem Nawrócenia św. Pawła przy ul. Bernardyńskiej oraz świątynia na Czwartku. Traktowane są z należytym szacunkiem, choć ich pochodzenie nie jest jasno określone. Posiadaniem relikwii świętego szczyci się też kościół w Rudach Wielkich i w Chełmnie. - Nie ma w tym nic dziwnego. Kiedyś rynek relikwii był bardzo rozwinięty - tłumaczy Marta Denys, znana przewodniczka i regionalistka. Przyjmuje się, że św. Walenty urodził się w mieście Terni w okolicach Rzymu w 175 roku. Był biskupem i męczennikiem. Na miano patrona zakochanych zapracował sobie jednym epizodem - ponoć jako pierwszy pobłogosławił miłość między pogańskim legionistą a młodą chrześcijanką. Legenda głosi, że prześladowcy chrześcijan uwięzili go w Rzymie, torturowali i zabili 14 lutego 273 roku. Ciało pogrzebali niedaleko miasta. Odnaleźli je ponoć uczniowie Walentego i zawieźli do rodzinnej miejscowości. Tam szczątki stały się przedmiotem kultu, a na miejscu ich złożenia mieszkańcy Terni wybudowali świątynię. Tam także mają się znajdować relikwie świętego. Co ciekawe, jak podaje portal w Kościele katolickim jest aż ośmiu świętych, którzy nosili imię Walenty. Dokumentacja dotycząca szczątków znajdujących się w Lublinie zaginęła. - Gdy oprowadzam turystów, zwykle pytam, czy są wśród nich zakochani. Jeśli tak, mówię, by zajrzeli do jednego z kościołów i westchnęli do świętego, żeby im w miłości dopomógł - mówi Denys.
"Satanistyczne rytuały" czyli te ingerujące w zgodę, blokujące świadomość i skrzywiające rzeczywistość. Każdy taki rytuał czyni człowieka narzędziem niezgody godzącym we własne relacje, psychikę i Satanizm... Nastał świt. Blask nowego światła zrodził się z ciemności nocy i powstał Lucyfer, aby po raz kolejny powiedzieć: „To wiek Szatana! Szatan rządzi światem!” Bogowie niesprawiedliwych nie żyją. Jest to okres narodzin magii i nieskalanej mądrości. Ciało zatriumfowało i zostanie zbudowany wielki Kościół poświecony jego imieniu. Zbawienie człowieka nie będzie już zależało od jego samozaprzeczenia. I stanie się wiadomym, że świat ciała i życia okaże się największym wstępem do wszelkich wiecznych rozkoszy! Tymi słowami Anton Szandor La Vey zwany przez swoich zwolenników „czarnym papieżem”, twórca Kościoła Szatana, kończy prolog swojego największego dzieła — Biblii Szatana (The Satanic Bible). Owiany tajemniczością jak i sensacją satanizm wydaje się fascynować swoim radykalizmem oraz hasłami nawiązującymi do niczym nieograniczonej wolności. Z biegiem lat stał się filozofią pociągającą zarówno ludzi młodych jak i starszych, wykształconych oraz niewykształconych, mężczyzn i kobiety, bogatych i biednych, pokornych i zbuntowanych, wszystkich zaintrygowanych złem. Satanizm skupia w swych szeregach ludzi zagubionych, którzy straciwszy z oczu horyzont dobra, zanurzyli się w bezkresnym oceanie zła. Gdy pisze się u satanizmie, należy być bardzo ostrożnym, aby go przypadkiem nie reklamować. Propagowany przez internet, książki, gry planszowe i komputerowe, reklamy telewizyjne oraz filmy satanizm jest naprawdę niezwykle trudny do jakiejkolwiek w pełni wyczerpującej oceny. Z tego faktu nie wynika jednak wniosek, że o satanizmie nie należy mówić i pisać. Wręcz przeciwnie, zło nazwane po imieniu pozwala lepiej rozumieć rzeczywistość, w której się poruszamy. Demonizowanie świata codziennego prowadzi oczywiście do niepotrzebnego lęku i nieufności. Należy więc o satanizmie mówić w sposób rozważny i wyważony. Czy jest to jednak możliwe? Jak mówić i pisać o złu bez popadania w skrajności? Najlepszą oboną przed popadaniem w skrajny pesymizm wyrosły na gruncie „widzenia diabła we wszystkim” zdaje się być ufne powierzenie się tajemnicy dobra, które jako dar od Boga zdolne jest pozytywnie przemieniać ludzkie serca. Tak, dobro pomimo obecnego w świecie zła oddziaływuje na człowieka każdgo dnia i pozwala mu pozytywnie widzieć siebie i innych. Satanizm obecnie spotykany okazuje się być żywiołowym fenomenem, wyrastającym w XX wieku z podziemia średniowiecznych, tajnych i hermetycznie zamkniętych społeczności. W ramach pewnej pseudokultury staje się artykułem użytku publicznego oraz kultowym ideałem dla licznej młodzieży (choć nie tylko) na całym świecie. Satanizm szerzy się z wielką gwałtownością na różne sposoby przybierając rozmaite maski. W większości przypadków jest on przejawem buntu czy niechęci wobec wszelkich tradycyjnych zasad i konwencji. Przede wszystkim jednak stoi w jaskrawej opozycji względem chrześcijaństwa i chrześcijańskiego Boga i jego przykazań (zwłaszcza dotyczących moralności). Rozumiany jako wtórny system pseudoreligijny, który nie byłby wstanie istnieć samodzielnie, przekracza to, co religijne. Jest więc satanizm z jednej strony „religią” a zarazem „areligią”. Ma w swym szerokim froncie ideologicznym możliwość łączenia przeciwieństw. W swej dominującej formie funkcjonuje na zasadzie przejmowania poszczególnych pierwiastków nauki chrześcijańskiej, ich parodiowania i prezentowania pod przekręconą postacią. W satanizmie możemy więc znaleźć na przykład czarną mszę, chrześcijańskie modlitwy recytowane od tyłu, chrześcijański krzyż obrócony o 180 stopni czy też normy etyczne proklamowane właśnie w przekręconych wartościach (np. 9 przykazań satanistycznych). Przybierając postać wysublimowanej psychodramy amerykański satanizm, czy tego chcą, czy nie jego zwolennicy zawsze będzie niebezpieczną formą balansowania na granicy dobra i zła (świata demonów). Zredukowanie pojęcia czarnej mszy jedynie do jakiejś psychologicznej gry w celu zredukowania napięcia psychicznego tkwiącego w podświadomości jest zabiegiem wielce naiwnym i niebezpiecznym z punktu widzenia psychologicznego i duchowego. Wielką naiwnością jest myśleć, że można się z diabłem zaprzyjaźnić. Słusznie zauważa Francesco Bamonte, że szatan nie ma przyjaciół ale tylko niewolników, którzy wierzą naiwnie, że zaskarbili sobie jego przyjaźń. Zabawy w satanizm mogą skończyć się nawet diabelskim opętaniem, które wyraża się na rozmaite sposoby przybierając specyficzne formy. Rytualne inscenizacje podczas których paktuje się z diabłem nie mogą być obojętne dla psychiki człowieka i ducha ludzkiego. Diabłu człowiek może oddać się na wiele sposobów. Włoski egzorcysta F. Bamonte ostrzega przed paktowaniem z diabłem. Flirt z diabłem może przybrać różną postać, nie zawsze możliwą do kontrolowania przez adepta satanizmu. Zazwyczaj z oddaniem się diabłu mamy do czynienia, kiedy ktoś z fałszywym przekonaniem zawiera z nim układ, godząc się na jego panowanie nad sobą. Zazwyczaj dzieje się to „przez podpis złożony własną krwią, pobraną przez nacięcie na palcach lub na ręce; albo przez chrzest krwi, który polega na wylaniu na głowę krwi, zwykle zwierzęcej lub wielkiego kapłana; albo przez przyjęcie „książeczki rozkazów” podczas rytu wtajemniczenia prywatnego, odprawianego przez satanistę z kandydatem; albo też przez wstąpienie do sekt satanicznych na drodze odpowiednich obrzędów, takich jak czarne msze lub inne ryty sataniczne, w czasie których wielki kapłan poświęca szatanowi wtajemniczanego kandydata”. Należy zauważyć, że chodzi tu o świadome i dobrowolne podporządkowanie się szatanowi, co nie wyklucza możliwości przypadku aktu nie do końca uświadomionego. Co do konsekwencji wejścia satanisty w pakt z diabłem Bamonte w oparciu o swoje wieloletnie doświadczenie tłumaczy: „Satanista autentycznie poświęcony szatanowi, choć z własnego wyboru jest jego własnością i bezpo­średnim współpracownikiem, nie doświadcza kryzysów ani nie przejawia symptomów widocznych u tych, któ­rzy doznają nadzwyczajnego działania złego ducha. On bowiem nie dręczy go typowymi zjawiskami nękania lub obsesji czy opętania, aby pozostał takim, jakim jest. Lecz gdyby tylko taka osoba postanowiła zrezygnować z paktu, jaki z nim zawarła, szatan natychmiast używa wszystkich możliwych udręk nękania, obsesji czy opę­tania szatańskiego, ponieważ nie chce stracić kogoś, kto wcześniej oddał mu się dobrowolnie. Dręcząc go, ma nadzieję przekonać go do potwierdzenia na nowo podpisanego paktu. Szatan nie pozwala „swoim” łatwo odzyskać wolności. Potwierdzają to liczni egzorcyści, którzy stawiali czoło tego rodzaju problemom”. Tonino Cantelmi wraz z Cristiną Cacace w książce „Czarna księga satanizmu” zwracają uwagę czytelnika na to, że powszechnie satanizm ujmuje się jako kult Szatana, który bywa pojmowany z jednej strony, jako samodzielna moc nadprzyrodzona o złej naturze, z drugiej natomiast jako przeciwnik Boga chrześcijańskiego. Wspomniani autorzy twierdzą, że satanista, to człowiek, który „postanawia oddawać cześć i służyć demonowi oraz pragnie utrzymywać z nim namacalny kon­takt”. Satanizm opiera się więc „na łamaniu norm społecznych w tym celu, żeby Szatan zaspokoił żądania, których dobry Bóg nie chce wysłuchać. Kiedy satanista sprawuje jakiś obrzęd, jest przekonany, że dzięki Szatanowi otrzyma to, co chce; jeżeli tego nie osiąga, sądzi, że nie dopełnił rytuału albo nie zachował się w sposób dostatecznie profanacyjny. Ocze­kuje, że diabeł zapewni mu potęgę, uciechy seksualne, bogac­two, władzę nad ludźmi. Z tego punktu widzenia religia społecznie uznawana odbiera szczęście, natomiast satanizm po­zwala je osiągnąć, gdyż służy nasyceniu jaźni, cielesności i żą­dzy panowania”. W ten oto sposób, satanizm jawi się nam jako forma specyficznego (ekstremalnego) sprzeciwu religijnego i kulturowego wobec wartości i idei pozytywnych. Bóg który jest miłością zostaje odrzucony, a wybór wartości pozytywnych uznany za cechę człowieka ograniczonego. J. Steffon w kontekście satanizmu podkreśla rolę i znacznie diabła. Nie bez znaczenie ma też sposób w jaki człowiek oddaje mu cześć i wszelkie honory. Zdaniem autora satanizm i czarna magia wplecione są w zachodnią kulturę w sposób trwały. W swej istocie jest oddaniem się całkowitym temu co „złe i perwersyjne, wrogie wobec Boga”. Satanizmu nie można jednak utożsamiać z magią w sposób ścisły. Prawdą jest, że magia blisko związana jest z satanizmem, ale nim nie jest. Można praktykować magię (np. w obrębie szeroko pojętych praktyk okultystycznych) nie będąc satanistą. Związek satanizmu z magia i okultyzmem podkreśla w sposób zdecydowany Aleksander Posacki. Podejmując zagadnienie losu nieletnich w grupach satanistycznych Jean Ritchie potwierdza fakt, silnej opozycjoniści satanizmu względem chrześcijaństwa i dominującej kultury: „sataniści stawiają sobie za cel interpreto­wanie innych religii — najdogodniejsze jest tu chrześcijaństwo — według swoistych, własnych kryteriów. To, co dobre, staje się złe, a to, co złe, staje się wskazane, celowe, właściwe i możliwe, ponieważ dla satanistów „dobro” i „zło” są tylko sądami wartościującymi narzuconymi przez religie. Intelektualiści z kręgu satanistów mają na podorędziu na poparcie tego twierdzenia wiele fałszywych, rzecz jasna, argumentów religijnych o „wolności wyboru” i „dążeniu do wiedzy”, odwołują się też do Platona i Nietzschego. Lecz biorący udział w sabatach sataniści są przekonani, że wyrządzając zło zyskują moc magiczną i że siła ta zwiększa ich zdolność do czynienia zła. Na najniższym poziomie objawia się to paleniem krzyży, malowaniem sprayem satanistycznych graffiti, bezczeszczeniem kościołów i cmentarzy, rozkopywaniem grobów”. Zdaniem J. K. Huysmansa satanizm „jest bękartem katoli­cyzmu”, gdyż „polega na świętokradczych obrzędach, buncie moralnym, rozwiązłości duchowej, odchyleniu całko­wicie przeciwnym doskonałości i chrześcijaństwu; sprowadza się też do uciechy powściąganej obawą, do zakazanej radości płynącej z zanoszenia Szatanowi hołdów i modlitw należnych Bogu; zasadza się na nieprzestrzeganiu przykazań katolickich, które wypełnia na opak, gdyż aby jak najciężej znieważyć Chry­stusa, dopuszcza się grzechów wyraźnie przez Niego potępio­nych - skalania kultu i rozpasania ciała”. W związku z powyższym śmiało możemy stwierdzić, że satanizm jest niejednolitym ruchem gromadzącym ludzi, którzy z różnych przyczyn stali się zwolennikami buntu (idei źle pojętej wolności) oraz jego powszechnie uznawanego symbolu: Szatana — przeciwnika Bożego. Opinie poszczególnych grup, co do faktycznej natury postaci Szatana są często diametralnie różne. Niektórzy rozumieją go jako rzeczywistą postać duchową; inni tylko jako symbol (rzeczywisty czy metaforyczny) buntu, dążącego do wyzwolenia człowieka z więzów moralności i wiążących norm społecznych; inni jeszcze, jako siłę natury działającą w człowieku, czy jako wyimaginowaną siłę magiczną. Istnieje cały szereg wzajemnie niezależnych grup i pojedynczych wyznawców satanizmu — od zwyczajnych ekshibicjonistów aż po masowych morderców. Satanizm jest więc niczym ameba (gatunek pierwotniaka pozbawionego dokładnych konturów). Nie jest do końca ani organizacją, ani Kościołem, ani sektą — nawet pomimo oficjalnego istnienia Kościoła Szatana. Satanizm jest raczej szerokim ruchem, którego poszczególne grupy powstają i zanikają bez dogmatów i doktryn, nie wyznając nawet żadnej filozofii. Satanizm jest wewnętrznie rozbieżny, głęboko zróżnicowany i ideologicznie rozproszony. Przyjmując, że satanizm jest systemem wierzeń — jak pisze w swej książce Daleko od raju, z dziejów fascynacji złem ks. Andrzej Zwoliński — będącym swoistym buntem przeciwko Bogu i wszystkiemu, co boskie, odrzuceniem Jezusa Chrystusa, opowiedzeniem się człowieka w walce między dobrem, a złem po stronie zła, wyróżnić można wiele jego poziomów. Satanizm obejmuje swym zasięgiem wiele płaszczyzn życia społecznego. Zorganizowany satanizm nie przeczy faktowi, istnienia satanizmu nie zorganizowanego, w jakieś konkretne struktury. Pomiędzy satanistami różnych nurtów istnieje wiele rozbieżności. Obok rozumienia samej postaci diabła liczne grupy różnią się pomierzy sobą również formą sprawowanego kultu oraz hierarchią wyznawanych wartości. Jeżeli chodzi o dotrzymywanie licznych zasad doktrynalno-kultycznych — niektóre z nich są powszechnie uznawane, innych nie trzeba przestrzegać w sposób ścisły. W praktyce każdy z wyznawców przystosowuje satanizm do własnych potrzeb, tworząc własną wersję satanizmu przystosowaną do własnych potrzeb. W ten sposób powstaje coś w rodzaju satanizmu „na własny użytek”, dlatego to, sataniści (a raczej grupy satanistyczne) zasadniczo nie utrzymują między sobą ścisłych zorganizowanych szerszych kontaktów. Przyjaźnią się tylko z tymi, z którymi się dobrze rozumieją, zapraszając na „czarne msze” tylko swoich przyjaciół. Jedyną (właściwie) zasadą, której wspólnie dotrzymują i z której wywodzi się cały szereg ich reguł, jest tzw. telemiczne prawo A. Crowleya: „Rób czego pragniesz, to niech będzie twoim całym prawem”. Philippe Madre, dzieląc się własnym doświadczeniem walki duchowej ze swoimi współbraćmi ze Wspólnoty Błogosławieństw, przyrównał człowieka do pięknego drzewa, które jest dziełem samego Boga. Szatan, nie mogąc znieść jego piękna, usiłuje w podstępny sposób doprowadzić do stopniowego zniszczenia poszczególnych części Bożego stworzenia. Zależność tę opisuje następująco: Pewnego dnia zauważyliśmy na skraju lasu drzewo, prawdopodobnie dąb, którego pień był bardzo zgrubiały w wyniku nieprawidłowego rozwoju. Guz na drzewie bardzo zniekształcał jego sylwetkę. Listowie ponad trzonem drzewa było skąpe, jak gdyby zmęczone wysysaniem minimum soków, potrzebnych do rozwoju. W wyniku tej deformacji postura drzewa była zmieniona i jego wierzchołek nie sięgał nieba, jak u sąsiednich drzew, które zdawały się być w ciągłym dialogu z „wysokościami”. Zgrubienie (obrzęk) drzewa było tak wielkie w stosunku do jego rozmiaru, że nasuwało się pytanie: czy korzenie drzewa były wystarczająco rozwinięte, aby dosięgnąć pulchnej ziemi i odżywiać całą roślinę? Zdaniem autora przedstawiony obraz pomaga zrozumieć naturę tajemnicy osobowego zła. Drzewo, deformacja, guz na drzewie, niebo, korzenia — to słowa klucze pomagające unaocznić „wpływ, jaki może wywierać szatan na istotę ludzką”. Wyjaśniając przedstawiony obraz P. Madre podkreśla możliwość realnego wpływu Diabła na człowieka. Wpływ ten ma oczywiście charakter destruktywny, zabija bowiem w człowieku to co w nim jest najpiękniejsze, wszystko to co sprawia, że jest istotą dobrą. Tłumaczy więc, że istota ludzka jest „jak drzewo, które rośnie, rozwija się i dojrzewa, aby osiągnąć mocną pionową sylwetkę, doskonałą postawę do modlitwy, aby pozostawać w dialogu z niebiosami i z Tym, który jest w niebiosach”. Tajemnica piękna owego drzewa leży w boskim akcie stwórczym, to właśnie „Stwórca chciał, aby było piękne jego pięknem, pełnym pokoju i doskonałej harmonii z otoczeniem. Dane jest mu bogate i zdrowe listowie oraz jędrne, wspaniałe owoce, gdyż odżywia się ono dzięki korzeniom czerpiącym soki z pulchnej ziemi, którą jest Ciało Chrystusa — w komunii Miłości, w sakramentach, w Słowie Życia”. To, co charakteryzuje nieprzyjaciela człowieka, to fakt zawiści i zazdrości, która staje się jego własnym oskarżeniem. Trwając w tym stanie nieprzyjaciel człowieka jest wciąż „obecny, zazdrosny o urodę drzewa, zazdrosny o to, że stworzenie ludzkie zostało wybrane, aby być zwierciadłem odbijającym piękno Boga. Książę Ciemności nie może już znieść tego piękna, które kiedyś go zdobiło. Nienawidzi go i chce je splamić...” W związku z powyższym, postanawia „wywołać w drzewie, w jego korzeniach lub wyżej, nowotwór, który stopniowo obejmuje struktury roślinne, zniekształca je w celu ich ostatecznego zniszczenia. Kieruje on do osłony nowotworowej część soków, które płyną z korzeni, soki życia, które powinny podtrzymywać urodę drzewa. Soki te, zostając uwięzione, nie mogą już odżywiać korony drzewa i rodzić owoców. Nowotwór rozwija się; produkuje, rodzi owoce podobnie jak drzewo, lecz jest to fałszywy wzrost, który dusi i paraliżuje. Piękno gaśnie i więdnie; harmonia zaciera się, pionowa postawa chyli się ku upadkowi i dialog z niebem ustaje!”. Nie jesteśmy bezradni wobec zła, będącego przecież stałym komponentem naszej ziemskiej egzystencji. Człowiek wrażliwy na dobro może z całą skutecznością przeciwstawić się tajemnicy osobowego zła. Nie jest to proste, ale nie jest to niemożliwe. W świecie znajdujemy zdecydowanie więcej dobra niż zła. Wierząc w istnienie Szatana chrześcijanie mają świadomość faktu, że on został już dawno pokonany przez Jezusa Chrystusa. Pan Jezus pokonał Szatana ostatecznie. Ludzie wierzący znając strategię Szatana oraz metody jego działania, mogą się mu zdecydowanie sprzeciwić: „...potęga szatana nie jest nieskończona. Jest on tylko stworzeniem, wprawdzie bardzo potężnym jako czysty duch, ale tylko stworzeniem, ograniczonym i podlegającym woli i panowaniu Boga... Działalność szatana wyrządza z pewnością wiele szkód jednostkom i społeczeństwu — szkód natury duchowej, a pośrednio także fizycznej — nie jest jednak zdolna unicestwić Dobra — ostatecznej celowości człowieka i całego stworzenia... oto wielki pewnik wiary chrześcijańskiej: «władca tego świata został osądzony» (J 16,11); Syn Boży objawił się po to, aby zniszczyć dzieła diabła (1J 3,8) — wedle świadectwa Janowego. Chrystus ukrzyżowany i zmartwychwstały okazał się owym «Mocniejszym», który «pokonał mocarza», diabła, i pozbawił go władzy” (Jan Paweł II, Audiencja generalna w dniu 20 sierpnia 1986 roku). Pewna chrześcijanka napisała kiedyś list do zdeklarowanego satanisty. Napisała mu słowa, które mogłyby stać się mottem, zasadniczą myślą — przesianiem, które ludzie wierzący powinni zanieść tym wszystkim, którzy zagubiwszy się w świecie zła wciąż niepewnie (choć się do tego często nie przyznają) szukają prawdy, piękna i dobra. Wspomniana dziewczyna napisała w swym liście: Jeżeli ktoś nie wierzy w Boga, to nie jest tak, że wierzy w „nic”, ale „wierzy we wszystko”. Wiem, kim są ateiści. To ludzie, którzy nigdy nie doświadczą szczęścia. Chciałam Ci o czymś powiedzieć. Wiem, że nie wierzysz w Jezusa Chrystusa i wiem, że Ciebie On nic nie obchodzi. Ale Jezus Ciebie kocha, pomimo wszystko. Nie wiem, czy doświadczyłeś kiedykolwiek prawdziwej miłości? Nie będę pisała wywodów na temat Boga, Kościoła i wiary. Nie będę broniła Jezusa, bo prawda sama się obroni. Jednego jestem pewna. Nigdy nie zniszczysz Boga, możesz najwyżej zniszczyć samego siebie. Nie pokonasz Go. Niejeden już próbował. Ale Jezus pokonał szatana raz na zawsze i jest Zwycięzcą. W tym wszystkim tak naprawdę chodzi o to, byś był szczęśliwy. Bóg bez Ciebie sobie poradzi (to wcale nie znaczy, że Mu na Tobie nie zależy, ale jesteś wolny), natomiast Ty bez Niego przegrasz. On Ciebie zna. Wiem, śmieszy Cię to. Uważaj jednak, bo jutro może być już za późno... BÓG KOCHA CIEBIE DZISIAJ! Dla skutecznej obrony przed Złym powinniśmy więc każdego dnia nieustannie umacniać nasze więzy z Chrystusem, który jest jedyną mocą, warownią i obroną, pamiętając wciąż o tym, że Bóg potrafi posłużyć się nawet złem dla wyprowadzenia z niego dobra, a poprzez to realizować „symfonie zbawienia” — jak mawiał św. Ireneusz. Niestety, wielu ludzi przestało dziś wierzyć w Szatana. Leon Artur Elchinger biskup Strasburga napisał kiedyś: „Wierzyć w Lucyfera, w Szatana, w działanie wśród nas Złego Ducha, uchodzi w oczach wielu za naiwne, proste duchem, zabobonne. A więc ja w to wierzę. Wierzę w jego istnienie, w jego wpływ, w jego najwyższą zdolność maskowania się, zdolność wciśnięcia się wszędzie, biegłą sztukę grania komedii aż do momentu osiągnięcia przekonania, że on nie istnieje... Wreszcie wierzę w Lucyfera, ponieważ wierzę w Jezusa Chrystusa, który nas ostrzega przed nim i prosi nas, abyśmy go zwalczali ze wszystkich sił naszych, jeśli nie chcemy być oszukani odnośnie co do wartości życia i miłości...”. Taktykę działania Szatana w świecie w sposób obrazowy, ale zarazem wymowny i głęboki, wyraził Antonio M. Alessi w swoim dziełku Wywiad z diabłem (Internista con il Diavolo), gdzie czytelnik staje się świadkiem ciekawego dialogu: — Przepraszam, z kim mam przyjemność rozmawiać? — Jestem Berlik z trzeciego kręgu, wydziału prasy i propagandy. — Jest pan cudzoziemcem? — My jesteśmy obywatelami świata! — Nie rozumiem: jaki jest pana zawód? — Jestem diabłem z grupy kierowniczej. — Ach tak, wszyscy jesteśmy po troszce diabłami... — Ależ nie, ja jestem prawdziwym diabłem i mam do wykonania szczególne zadanie. — Właściwie wygląda pan na dżentelmena. — Chyba pan nie sądzi, że działamy w waszym świecie ubrani na czerwono, że mamy ogony, albo rogi, tak jak wy to przedstawiacie? — Tego nie powiedziałem, ale... — Aby móc spokojnie pracować, musimy wmieszać się w tłum, upodobnić się do was i prowadzić odpowiednie życie w środowisku, jakie zostanie nam powierzone do rozpracowania... . O istnieniu osobowego zła, o jego taktyce mówił głośno papież Paweł VI, nawołując do refleksji nad zagadnieniem zła w świecie cały Kościół (zarówno świeckich jak i teologów). W swym przemówieniu (15 listopada 1972 r.) papież Paweł VI powiedział: Jakie są największe potrzeby Kościoła w dobie obecnej? Nie dziwcie się naszą odpowiedzią i nie potraktujcie jej jako prostackiej czy przesądnej: jedną z największych potrzeb współczesnego Kościoła jest obrona przeciwko złu, które nazywamy diabłem...” Zdaniem papieża osobowe zło nie jest jedynie brakiem czegoś, ale jest ono aktywną siłą, jest żywym duchowym bytem, który jest „zdeprawowany i deprawuje innych”. W swojej wypowiedzi papież konfrontuje negację diabła z Biblią oraz nauczaniem Kościoła. Chrześcijanie nie mogą się zgodzić na twierdzenie, że diabeł to jedynie jakaś pseudorzeczywistość, pojęciowe wymyślone „uosobienie nieznanych przyczyn ludzkich nieszczęść i do słów św. Paweła, który nazywa diabła „bożkiem tego Świata” i przestrzega nas przed walką — którą my, chrześcijanie, „musimy toczyć w ciemności”, w swom wystąpieniu papież podkreślił, że tocząca się walka człowieka z osobowym złem obejmuje spór i zmagania nie tylko przeciwko jednemu diabłu, ale przeciwko przerażającej liczebności diabłów. Przebiegłą często zakamuflowaną strategię działania złego w życiu społecznym i jednostkowym Paweł VI opisuje w słowach:... Wiemy więc, że ten ciemny, niepokojący byt istnieje i dalej działa ze swoją perfidną przebiegłością; jest on ukrytym wrogiem siejącym błędy i nieszczęścia w historii ludzkości... Podminowuje moralną równowagę człowieka swoją sofistyką. On jest złym, sprytnym uwodzicielem, który wie, w jaki sposób może dotrzeć do nas przez nasze zmysły, wyobraźnię, libido, przez utopijną logikę, czy też przez nieuporządkowane kontakty społeczne, czy przez naszą działalność tak, aby doprowadzić do zboczeń, które są tym bardziej szkodliwe, im bardziej wydają się zgadzać z naszymi fizycznymi czy umysłowymi uwarunkowaniami lub też naszymi głębokimi aspiracjami”. Diabeł od samego początku przyjął taktykę polegającą na maskowaniu się. Tak kusił Ewę, przychodząc do niej jako wąż, kusił Jezusa na pustyni przybierając maskę dialogu i prośby o chleb. Dziś nadal kusi człowieka przybierając wciąż nowe maski, przychodzi do nas „jako anioł światłości”. Czy potrafimy dzisiaj powiedzieć Szatanowi stanowcze NIE? Nie dla samego sprzeciwu, ale dla jeszcze większego TAK dla Boga. Odpowiedzi na tak postawione pytania nie należą z pewnością do najprostszych. Wbrew pozorom świat dobra i zła nie jest rozdzielony wyraźną granicą wedle której można by szybko orientować swoje życie. Schemat kalki biało-czarnej nie wpisuje się w zależność, jaka zachodzi pomierzy dobrem a złem. Zło przybiera różne maski, kamufluje się, często udaje dobro. Podsumowując rozważania niniejszego rozdziału chciałbym powrócić do myśli zawartej w książce „okultyzm” znanych chrześcijańskich autorów, którymi są: Josh Mc Dowell i Don Stewart. Autorzy, zorganizowane zło w postaci satanizmu łączą go z praktyką okultyzmu: „Satanizm to odgałęzienie okultyzmu praktykujące najokrutniejsze rytuały, jakie tylko mogły przyjść człowiekowi na myśl (...) Czarna magia, czarna msza, aspekty kultury narkotykowej, krwawe ofiary, rytuały polegające na znęcaniu się seksualnym i fizycznym — wszystkie te rzeczy posiadają związki z satanizmem”. Fakt ścisłego powiązania niektórych form satanizmu potwierdzają więc zaobserwowane zjawiska, towarzyszące rytuałom satanistycznym. Satanizm jako sekta i subkultura — analiza psychologiczno-pedagogiczna Nie kocham cię boże w fałszywej skromności nie zamierzam żyć ani w pokorze przed światem nie będę swoich myśli kryć Nie ufam ci boże po twoich ścieżkach poplątanych nie zamierzam iść lecz po własnym życia torze nie będę dla ciebie jak uzależniony od wiatru spadający liść Nienawidzę cię boże za ból za cierpienie nie zamierzam dziękować tobie okrutny potworze nie będę się jednak chować... bo w przeciwieństwie do ciebie nic nie mam do ukrycia a ty na pewno wykreśliłeś już mnie z księgi wiecznego życia... W kontekście badań nad satanizmem pojawiają się cyklicznie, co jakiś czas, pytania o słuszność opisywania go w kontekście działalności współczesnych sekt destrukcyjnych. Kontrowersje terminologiczne związane z pojęciem „sekta” z pewnością nie sprzyjają wyjaśnieniu powstających często silnie rozbieżnych interpretacji zjawiska satanizmu, które ze swej natury jest niejednoznaczne i wielopłaszczyznowe. Ujmowanie satanizmu w kategorii sekty religijnej okazuje się budzić w licznych środowiskach naukowych widoczny opór. Ośrodki konfesyjne przeciwnie z wielką łatwością nazywają satanizm sektą. Rzeczywistość wydaje się być jednak nieco bardziej złożona niż mogłoby się wydawać. Rozpatrywanie satanizmu w kluczu: „satanizm jest sektą” lub „satanizm nie jest sektą” wydaje się być zbytnim uproszczeniem rzeczywistości. Pytanie, o to, czy satanizm jest religią i czy można go opisywać w kontekście sekt religijnych obecne jest w świadomości społecznej już od kilkudziesięciu lat. W Polsce wybrzmiało ono w kontekście licznych doniesień prasowych związanych z incydentami profanacji kościołów i cmentarzy oraz innych zachowań o charakterze kryminalnym młodzieży. Czy zaliczanie satanizmu do grupy sekt destrukcyjnych przez wielu autorów jest uzasadnione? Analizują literaturę przedmiotu, jak i liczne doniesienia prasowe należy zauważyć, że w tej kwestii istnieje wiele nieporozumień. Potoczne określanie satanizmu sektą nie oznacza, że autorzy tego typu ujęcia redukują zjawisko satanizmu tylko i wyłącznie do kategorii sekty. Z drugiej strony nie do końca zrozumiały jest silny dystans i sceptycyzm autorów walczących o rozgraniczenie tychże pojęć. Biorąc pod uwagę wieloaspektowość terminów „sekta” i „satanizm” oraz wysoki poziom ich autonomiczności znaczeniowej uważam, że ujmowanie ich w ścisłej relacji „zbieżności” lub „rozbieżności” wydaje się być posunięciem chybionym, a toczenie sporu terminologicznego drogą wiodącą do nikąd. Postać diabła budzi od lat wiele kontrowersji. Diabeł — mit czy rzeczywistość? Pytanie to, często zadawane przez różne kręgi społeczne z pozoru wydaje się banalne, a odpowiedź oczywista, jednakże sprawa diabła wcale nie jest taka prosta, spór o jego istnienie trwa przez wieki i wydaje się być wciąż nie zakończony dla wielu. Linia demarkacyjna wbrew pozorom nie przebiega pomiędzy wierzącymi i niewierzącymi. Sprawa komplikuje się w różnych kierunkach, odnajdujemy przecież wierzących w Boga chrześcijan, którzy odrzucają istnienie osobowego zła oraz niewierzących skłonnych przyznać, że za zło w świecie odpowiedzialny jest inteligentny, osobowy duchowy byt. K. Berger w książce „Po co jest diabeł?” opisuje problem diabła we współczesnym świecie w kategoriach od fascynacji do leku, od akceptacji do całkowitego odrzucenia : „Dla większości z nas diabeł jest zdecydowanie najcie­kawszą postacią chrześcijaństwa. Dla innych stanowi złoś­liwy wynalazek Kościoła, który ma pełnić rolę straszaka lub demonizować wybrane osoby. Są również tacy, którzy uważają szatana za uosobienie najgorszego przeżycia. Cały wachlarz poglądów na temat chrześcijaństwa modelowo od­zwierciedla się w tej postaci”. Faktycznie postać diabła budzi wśród osób wierzących i ateistów wiele kontrowersji. Analizując różne przedstawienia diabła obserwujemy często wyraźną nieadekwatność sposobu mówienia i pisania o nim do tego, kim on jest i jaki on jest. Stereotypowe wyobrażenia szatana i świata demonów przedstawiane są w sposób niepoważny i nieodpowiedzialny. Jak słusznie zauważa wspomniany wcześniej autor, że tradycyjny obraz diabła bazuje często na „średniowiecznych bestiariach”, w których diabeł przyjmuje cechy postaci baśniowych, objętych dziś „ochroną gatunku”. Piekło natomiast prezentuje się współcześnie na wzór średniowiecznej kotłowni pełnej ognia i smoły — co siłą rzeczy powoduje niedowierzanie i uśmiech na twarzy. Obraz diabła przedstawianego jako rogatego „koziołka matołka” przysparza tylko licznych argumentów osobom krytykujących rozumienie zła i satanizmu we współczesnym świecie. Należy zauważyć, że chrześcijaństwo w każdym czasie swojego istnienia wierzyło w istnienie osobowego diabła i demonów. Fakt ten nigdy nie był negowany i podważany przez oficjale dokumenty Kościoła. W ostatnich kilku dekadach za sprawą rozwoju nauki fakt istnienia osobowego zła zaczął być jednak negowany nie tylko przez oświeceniowych racjonalistów, sceptyków i ateistów ale również przez pewnych teologów (np.: H. Haag, K. Kertelge, E. Drewermann). W ślad za podniesioną (zwłaszcza w XIX i XX wieku) krytyką osobowego zła (diabła, szatana) na gruncie teologicznym lawinowo do głosu doszły liczne interpretacje natury psychologicznej i psychiatrycznej uzurpujące sobie często prawo do jedyności interpretacji tajemnicy zła w świecie i człowieku. Paweł VI podczas audiencji generalnej wskazując na działanie zła w świecie podkreślił w roku 1972, że kwestię diabła należy rozpatrywać zarówno w wymiarze jednostkowym, jak i społecznym. Podkreślając fakt zbytniego trywializowania osobowego charakteru zła papież zaapelował do zebranych na audiencji o trud zgłębiania tajemnicy osobowego zła. Podkreślając biblijne źródła mówiące o diable i jego demonach przestrzegał przed zbytnią racjonalizacją zła i redukowaniem tajemnicy do psychologicznych fenomenów. Pytanie o diabła jest jednak wciąż aktualne. XXI wiek jest czasem, w którym wiara traktowana jest przez wielu z pogardą. Obserwujemy swoistą niechęć mówienia o wierze, o Bogu i szatanie. Religia i wszystko co z nią jest związane o ile nie może stać się przedmiotem „medialnego show” traktowana jest jako coś „nieciekawego”. Wiek XX i XXI to czas swoistego absurdu, z jednej strony neguje się wiarę, religię i Boga, z drugiej zaś strony praktyki spirytystyczne i okultystyczne cieszą się niezwykłą popularnością, i to wśród ludzi wykształconych. Osoby pozornie dystansujące się do religii, określające wiarę terminem „zabobon” równocześnie angażują się w praktyki magiczno-okultystyczne traktując je jako słuszną ścieżką rozwoju osobistego. Obserwujemy również, jak diabeł jest stopniowo wymazywany z ludzkiej świadomości przez współczesną psychologię, która w duchu „fałszywego miłosierdzia” stara się uchronić człowieka przed „niebezpieczeństwem wiary w diabła”, który mógłby słabsze jednostki zbyt mocno wystraszyć. Wielu psychologów i teologów ucieka od mówienia o złu osobowym, piekle, grzechu, winie, lasce, itp. Wobec powyższego czy można zaryzykować stwierdzenie, że diabeł we współczesnym świecie jest persona non grata? Analizując liczne możliwe stanowiska interpretacyjne należałoby je umiejętnie zestawiać w linii łączącej z jednej strony: stanowiska całkowitej negacji istnienia osobowego zła w postaci Szatana i innych złych duchów z drugiej zaś stanowiska uznające realność zła osobowego w postaci diabła i innych złych duchów. Pomiędzy tymi skrajnymi poglądami istniej cały szereg poglądów o naturze pośredniej w różnym stopniu uznających istnienie świata duchów, istnienia zła osobowego, itp. Dodatkową kwestią pozostaje możliwość dokonania analizy zależności związku pomiędzy światem duchów, a światem ludzkim. W tym wymiarze obserwujemy liczne koncepcje, mówiące z jednej strony o tym, że związku bezpośredniego nie ma oraz takie, które dostrzegają ową zależność bardzo wyraźnie. Aby lepiej zrozumieć w tym momencie zagadnienie satanizmu rozumianego jako sekta należy odwołać się do pojęcia sekty jako takiej. Najczęściej za sektę uznaję się grupę o charakterze religijnym, która odcina się w sposób ideologiczny i strukturalny od jakiejś konkretnej większej grupy religijnej. Istnieje jednak wiele sekt, które powstały na bazie prywatnego objawienia i trudno wskazać w ich przypadku na moment i miejsce odcięcia się od innej grupy. Zoran Luković współczesne nowe ruchy religijne postrzega jako organizacje, które odwołują się do wszelkich aspektów ludzkiej egzystencji. Oprócz treści czysto religijnych w wierzeniach sekty odnaleźć można także elementy filozoficzne, społeczne, ekonomiczne, handlowe i dochodowe, pseudonaukowe, psychoterapeutyczne a nawet polityczne. Podstawowym powodem dla którego podejmuje się działalność badawczą nowych ruchów religijnych jest ich destrukcyjny charakter (widoczny wyraźnie w związku z aktywnością destruktywnych grup satanistycznych). Współczesne nowe ruchy religijne nie przypominają już średniowiecznych ruchów heretyckich odłączonych od głównego nurtu dominującej religii. Ostatnie lata przynoszą widoczną ewolucję rozumienia terminu sekta. Odwoływanie się do łacińskiego secare (odcinać) oraz sequor (naśladować) zdaje się mieć coraz mniejsze znaczenie dla pełnego wyjaśnienia znaczenia słowa sekta. Łaciński źródłosłów zdaje się mieć dziś bardziej znaczenie historyczne niż praktyczne. Jean Vernette w swoich rozważaniach odnośnie terminu sekta pyta: „Sekta — co to takiego?” i konkluduje, że etymologia tego słowa niewiele nam wyjaśnia. Sugeruje ona zaledwie pewien ruch ludzi, idących za określoną osobą i po­stępujących zgodnie z pewną doktryną (sequi = iść za/ postępować, towarzyszyć). Dobrym przykładem tej sytuacji są pierwsi mormoni, którzy w dziewiętnasto­wiecznej Ameryce szli za swoim przywódcą Brighamem Youngiem w długim marszu na Zachód. Odwoływanie się do łacińskiego secare (oddzielać, odcinać) wydaje się być jak twierdzi wręcz błędne. W tym przypadku sekta byłaby grupą mniejszościową odłączoną od macie­rzystego pnia (dominującej religii). W rzeczywistości jak przyznaje autor wiele współczesnych sekt powsta­ło właśnie na takiej zasadzie, jak choćby sekta Dzieci Boże, wywodzące się z nurtu ewangelickiego. Na wieloznaczność terminologiczną wskazuje w tej materii wskazuje opublikowany w roku 1986 raport „Sekty albo nowe ruchy religijne. Wyzwania duszpasterskie”. W dokumencie tym czytamy: „Istotną sprawą jest uświadomienie sobie, że istnieją trudności w zakresie pojęć, definicji i terminologii dotyczącej tych zagadnień”. Wspomniany raport przypomina czytelnikowi, że terminy takie jak „sekta” bądź „kult” mają zabarwienie pejoratywne i a w związku z tym sugerują ocenę negatywną. W związku z tym, proponuje się określenia o bardziej neutralnym charakterze, takie jak „nowe ruchy religijne” lub „nowe grupy religijne”. Należy zauważyć, że autorzy raportu przyznają wprost, że „definicja nowych ruchów czy grup jako odrębnych od Kościołów i wspólnot kościelnych bądź też prawowitych ruchów w łonie Kościoła jest zagadnieniem spornym”. W związku z powyższym pomocna w tym względzie jest typologia, która pozwala nie pomijać ważnych różnicujących je szczegółów. Raport więc rozróżnia sekty wywodzące się z religii chrześcijańskiej i sektami pochodzenia poza chrześcijańskiego, czy pewnych prądów umysłowych. Ten zabieg nie zapobiega innym komplikacjom. Badacz nowych ruchów religijnych i sekt natrafia również na trudności, kiedy chce „odróżnić grupy pochodzenia chrześcijańskiego od Kościołów, wspólnot kościelnych i od prawowitych ruchów w łonie Kościoła”. Raport tłumaczy w innym miejscu, że jednym z wyróżników sekty jest jej aspołeczny charakter funkcjonowania wraz z doktryną: „W rzeczy samej, pewne cechy mentalności czy postaw sekciarskich, czyli nietolerancja czy wręcz agresywny prozelityzm, nie muszą prowadzić do powstania sekty i w każdym razie nie wystarczają do jej scharakteryzowania. Postawy takie spotykamy również pośród wierzących chrześcijan w obrębie Kościołów i wspólnot kościelnych. Takie grupy chrześcijańskie o mentalności sekciarskiej mogą ulec ewolucji dzięki pogłębieniu swej formacji chrześcijańskiej i kontaktom z braćmi w wierze. W ten sposób mogą one stopniowo umacniać pośród siebie postawy i ducha kościelnego. Kryterium rozróżniania pomiędzy sektami pochodzenia chrześcijańskiego i Kościołami oraz wspólnotami można nieraz odnaleźć w źródłach nauczania tychże grup. Tak na przykład jako sekty można by określić te grupy, które poza Biblią mają także inne księgi „objawione” lub „przesłania prorocze” bądź też grupy wyłączające z Biblii pewne księgi protokanoniczne, bądź wreszcie radykalnie zmieniające ich treść.”. Działalność sekt i grup kultowych wiąże się zazwyczaj z pewnym zagrożeniem dla wolności obywateli i ogółu społeczeństwa. Opisując je wskazuje się najczęściej na autorytarną strukturę, stosowanie przez nie różnych form kontroli umysłu (pranie mózgów), kontrolę myśli, silny nacisk grupowy na jednostkę, a także silną manipulację umysłem i uczuciami. To wszystko prowadzi do kontroli zachowania. W przypadku niektórych grup satanistycznych mamy do czynienia dodatkowo z afirmacją zła oraz działaniami o charakterze wyraźnie aspołecznym i przestępczym. W ostatnich latach problemem sekt interesowały się również instytucje o charakterze międzynarodowym. Przygotowany w roku 1984 na polecenie Parlamentu Europejskiego tzw. Raport Cottrella używa w odniesieniu do sekt terminu „nowy ruch religijny”. Dokument przypomina, że problem sekt nie jest zagadnieniem wyssanym z palca. Dokument wymienia konkretne grupy (nie wspomina nic jednak o satanizmie) przypominając, że: „ Trudno byłoby wyliczyć wszystkie ruchy, których działalność oceniania jest przez społeczeństwo negatywnie (...) Niektóre ruchy poddają swoich adeptów technice „prania mózgu”, mającej ich przeobrazić w istoty całkowicie zależne od nowej wiary — polega to na kontrolowaniu ich diety żywieniowej, odsuwaniu ich od rodziny i przyjaciół, nakłanianiu do zerwania wszelkich kontaktów ze światem zewnętrznym, zakłócaniu ich snu”. W innym miejscu raport wskazuje na fakt, że większość ruchów, „powodowanych nieufnością, pragnie oderwać adeptów od rodzin, przyjaciół i każdej osoby, która mogłaby nakłonić ich do wystąpienia z ruchu...”. Przestawione powyżej napotykane często w pracy badawczej „problemy” związane z opisem sekt dotyczą na różne sposoby zjawisko satanizmu. Jak wspomniałem na początku tego rozdziału, działalność satanistycznych grup kultowych wielu autorów wiąże wprost z działalnością sekt, w związku z tym, „problem satanizmu” jest wiązany bardzo często z „problemem sekt” i tak pozostanie chyba do końca. Powstające wciąż nowe opisy zjawiska, z jednej strony przybliżać będą badaczy do sedna sprawy, z drugiej zaś, prowadzić będą, w rozrastający się gąszcz, tworzonych na różne sposoby i w różnych kontekstach, nie zawsze do końca potrzebne terminy, podziały i klasyfikacje. Zjawisko satanizmu tłumaczyć można również w kontekście grup subkulturowych. Słusznie zauważa Andrea Porcarelli, że rozgłos jaki nadano pewnym przypadkom „związanym mniej lub bardziej bezpośrednio z satanizmem jest przejawem i wytworem chorobliwej ciekawości, jaką budzi w wielu współczesnych ludziach wszelka rzeczywistość tajemna, a zwłaszcza satanizm”. Odnalezienie jasnych i w miarę czytelne kryteriów rozpoznania przyczyn i form satanizmu jest zadaniem pierwszoplanowym. Określenie uwarunkowań jego powstawania i atrakcyjności oraz określenie zależności wobec dominującej kultury społecznej, norm i zasad społecznych pozwala lepiej rozumieć przyczyny fascynowania się przez młodzież (ale nie tylko) ideologią zła i tworzenia przez nią grup o charakterze sekciarskim i subkulturowym. Subkulturę definiuje się na wiele sposobów. Rozumienie tego czym są subkultury młodzieżowe jest różne u poszczególnych autorów. Według Encyklopedii Popularnej PWN z roku 1982 subkulturę należy rozumieć jako grupę w której obowiązują odmienne wzory i normy postępowania od tych, które obowiązują w społeczeństwie. Nowa Encyklopedia Powszechna PWN z roku 1997 precyzuje zagadnienie w niewielkim stopniu podając, że subkultura jest zespołem „symboli i aksjologicznych odniesień określających odrębność danej grupy względem innych grup społecznych”. R. Dyoniziaka pisząc o subkulturach akcentuje siłę zachodzących relacji wewnątrz grupy. O subkulturze zdaniem autora mówić można gdy „wiele jednostek ma podobne problemy i gdy na gruncie wspólnych zainteresowań i dążeń powstają dość trwałe więzi miedzy rówieśnikami, którzy tworzą im tylko odpowiadające i ich obowiązujące normy, wartości, wzory, to pewna całość tych norm, wartości i wzorów stanowi podkulturę określonej zbiorowości” . Analizując specyfikę młodzieżowych subkultur nie można pomijać aspektu interakcji grupy subkulturowej z społecznością lokalną i społeczeństwem jako takim, które to określa zasadniczy zręb obowiązujących norm postępowania. Niezależnie od sposobu definiowania zjawiska subkultury należy stwierdzić, że w większości przypadków traktowana jest ona jako grupa, w jakiejś mierze kontestująca społeczeństwo w ramach którego funkcjonuje. Czy uzasadnionym jest mówienie o grupie satanistycznej jeżeli w jej skład wchodzi zaledwie kilka osób? Z punktu widzenia socjologii nawet dwie osoby mogą stanowić grupę ( Wiatr, Cz. Znamierowski). Większość autorów uważa jednak, że o grupie społecznej można mówić dopiero przy trzech osobach (J. Szczepański, G. Simmel). W związku z tym, błędne są argumenty niektórych badaczy problemu jakoby, fakt że subkulturowe grupy satanistyczne są mało liczne blokował możliwość postrzegania satanizmu w kategoriach destrukcyjnych zorganizowanych grup społecznych. W świetle licznych teorii dotyczących specyfiki grup subkulturowych należy podkreślić konieczność występowania pewnych niezbędnych elementów strukturalnych zapewniających możliwość mówienia o grupie subkulturowej. Czesław Matusewicz twierdzi, że subkultura posiada cztery bardzo istotne elementy strukturalne: a) swoisty język; b) swoista tonacja uczuciowo - emocjonalna, c) specyficzne formy zachowania, d) specyficzny system wartości. Wymienione elementy odnajdujemy w grupach zaliczanych do subkulturowych satanistów. Młodzież zrzeszona w grupach satanistycznych wyczerpuje zazwyczaj znamiona grupy społecznej określanej mianem subkultura i równocześnie ją przekracza, co powoduje, że możemy satanizm rozumieć w szerokim znaczeniu również jako światopogląd, nurt intelektualny, itp. Na różne sposoby wymyka się satanizm jakimkolwiek próbom ustrukturyzowania go w ramach jakiejś definicji. Nie znaczy, że takich prób nie należy podejmować. Wręcz przeciwnie, wszelkie definicje, nawet gdy są nie do końca precyzyjne stanowić mogą dobry przyczynek do podjęcia pogłębionej refleksji nad zjawiskiem. Czym jest satanizm? Giuseppe Ferrari wskazuje, że mówiąc o satanizmie należy mieć na myśli „osoby, ugrupowania lub ruchy, które już to w odosobnieniu, już to w ramach mniej lub bardziej zorganizowanych struktur praktykują w jakiejś formie kult (np. tzw. oddawanie czci, adorację, przywoływanie) bytu określanego w Biblii jako zły duch, diabeł lub szatan; byt ten jest zazwyczaj pojmowany przez satanistów jako istota lub siła metafizyczna, jako tajemniczy, wrodzony element ludzkiej osoby lub też jako nieznana energia naturalna, którą przywołuje się poprzez określone praktyki rytualne, nazywając różnymi imionami (np. Lucyfer)”. Autor niniejszej wypowiedzi podkreśla również, że satanizm przyjmujący formę zróżnicowaną organizuje się w ruchy mniej lub bardziej formalne. Część z nich „jest wzajemnie powiązana, inne nie; niektóre pozostają nie znane nawet dla ludzi mających kontakt ze środowiskami satanicznymi”. Istnienie pewnych grup satanistycznych „jest bardzo krótkotrwałe, a może tylko „wirtualne”, inne z czasem zaprzestają działalności lub w pewnych przypadkach kontynuują ją w ukryciu; część z nich działa jawnie, część potajemnie; ponadto prawie we wszystkich dokonują się nieustanne rozłamy, to znaczy że dana grupa dzieli się na dwie lub więcej, a z tych wyłaniają się później kolejne odgałęzienia”. Aby lepiej rozumieć społeczny i psychologiczny wymiar funkcjonowania satanizmu oraz jego specyfikę należy go rozpatrywać w układzie trzech zmiennych wzajemnie się warunkujących: a) grupa satanistyczna (rozumiana nie tylko jako grupa subkulturowa); b) adept grupy satanistycznej oraz c) społeczeństwo. Analiza triady współzależnych przedstawionych na powyższym schemacie proponuję analizować w następujący sposób: 1. na styku adept — grupa kultowa (subkultura satanistyczna): przynależność do grupy może mieć charakter dość ścisły albo zupełnie luźny; 2. na styku adept — społeczeństwo: adept może odrzucać normy społeczne w stopniu całkowitym lub umiarkowanym, może wykazywać względem społeczeństwa pozycję względnie neutralną lub względnie pozytywną (zawsze jednak odrębną); 3. na styku grupa kultowa (subkultura satanistyczna) — adept: grupa satanistyczna ufa i wtajemnicza w grupę danego adepta w stopniu całkowitym, umiarkowanym lub zdecydowanie ograniczonym; 4. na styku grupa kultowa (subkultura satanistyczna) — społeczeństwo: grupa satanistyczna może stać w silnej opozycji do społeczeństwa lub zająć względem niego pozycje neutralną lub wręcz pozytywną; 5. na styku społeczeństwo — adept: przynależność do grupy satanistycznej może być przez społeczeństwo (zwłaszcza społeczność lokalną) napiętnowane co prowadzić może do jeszcze większego poziomu opozycyjności jednostki wobec norm społecznych. Istnieją jeszcze dwie możliwości: obojętność zbiorowości lokalnej wobec adepta takiej grupy lub aktywne wsparcie celem umożliwienia właściwej socjalizacji; 6. na styku społeczeństwo — grupa kultowa (subkultura satanistyczna): społeczeństwo aktywnie piętnuje działalność danej grupy, jest wobec niej neutralne albo ją wręcz wspiera; Przedstawione powyżej możliwe interakcje potwierdzają fakt, że zjawisko satanizmu jest niezwykle złożoną strukturą społeczną, bez możliwości ukazania jej w kategoriach zamkniętych definicji i ściśle określonych schematów. Niektórzy badacze na różne sposoby usiłują „wytłumaczyć” sekty — w tym sekty satanistyczne, ukazując liczne grupy kultowe w jasnym świetle. Można zapytać, czemu służy to wybielanie? W kontekście grup satanistycznych u pewnych autorów szczególnie wyraźnie widać tendencje usprawiedliwiania satanizmu jako takiego. Satanistyczne idee są nieszkodliwe i nie mają właściwie żadnego związku z działalnością przestępczą młodzieży — twierdzą niektórzy. Jak już wspomniałem wielokrotnie wcześniej, satanizm jest zjawiskiem wieloaspektowym, nie można sprowadzić do kategorii grupy sekciarskiej. Satanizm jest także ideą, filozofią, stylem bycia, postawą, itp. Satanistyczna idea propagowana przez „intelektualistów w krawatach” na łamach stron internetowych, książek, itp., może być dużo niebezpieczniejsza niż zbuntowana młodzież. Satanizm w wymiarze filozoficznym jest czymś, co ze swej natury nie służy ani jednostce ani społeczeństwu, które to przecież kontestuje ze swej natury. Satanizm obiecując wolność i niezależność ostatecznie prowadzi zafascynowanych nią adeptów na bezdroża samotności i samowykluczenia społecznego. Oferowana w satanistycznej filozofii wolność zamienia się z biegiem czasu w nie do zniesienia ból, w poczucie jakiegoś totalnego uzależnienia od wyznawanej filozofii. Uzależnienie od konieczności „czynienia zła” które rani innych oraz siła, która pozornie daje poczucie bezpieczeństwa, z czasem okazuje się wewnętrznym zniewoleniem, klatką, która krepuje słabość ludzkiego serca zdolnego w normalnych warunkach do rezygnacji z siebie na rzecz drugiego człowieka. Obraz zniszczenia jaki może dokonać się w życiu jednostki ukazuje w sposób nad wyraz przejmujący świadectwo młodego chłopaka (Tomka), który w pewnym momencie swojego życia uwikłał się w praktykę satanizmu: Miałem 15 lat, gdy na poważnie zacząłem interesować się czarną magią. Moi rodzice, głównie matka miała sporą bibliotekę dotycząca zjawisk paranormalnych. Wierzyła w zaklęcia, czarownice i temu podobne sprawy. Ojciec byt natomiast święcie przekonany, że istnieje UFO i ciągle miał nadzieję, że je kiedyś zobaczy na własne oczy. Nie przeszkadzało im to chodzić regularnie do kościoła — to tak na marginesie. Wychowywałem się więc w atmosferze niesamowitości okraszonej magią, jako nastolatek chciałem pójść nieco dalej. Zrobić coś na własną rękę. Kupiłem na straganie z książkami rzecz o czarnej magii i sposobach jej uprawiania. Takie trochę jarmarczne wydanie. Zaraz pierwszej nocy wypróbowałem kilka zaklęć. Uważałem, że to świetna zabawa. Noc, dziwne, tajemnicze słowa i cała ta atmosfera, że wkracza się w nierealny, nieznany świat. Zacząłem szukać „fachowców”, czyli dorosłych, którzy zajmowali się czarną magią na poważnie. W naszym mieście nie było to łatwe albo nie umiałem wyłuskać ich z tłumu. Na szczęście. Trochę rozczarowany brakiem w okolicy czarownic i magów, postanowiłem sam coś zrobić i „wtajemniczyłem” w swoje niewinne wtedy jeszcze czary kilku moich kumpli, jeden z nich był rozpieszczonym jedynakiem zamożnych rodziców. To on wymyślił, by w starym garażu na końcu ich posesji zrobić rodzaj „świątyni”. Obejrzeliśmy kilkanaście filmów fabularnych, głównie o satanistach, nim urządziliśmy to miejsce. Czarne ściany, odpowiednie znaki, o których nie będę mówił, by moja wypowiedź nie stała się instrukcją obsługi, był też ołtarzyk, dużo świec, a dla nas odpowiednie szaty — oczywiście, w wiadomym kolorze. Sami obmyślaliśmy rytuały i ceremonie. Wszystko jak w filmach, jeden z chłopaków załatwił taśmy z ostrą metalową muzyką. Zawsze ktoś też przynosił alkohol, bo „na trzeźwo” jakoś nie szło nam mordowanie psów, kotów, szczurów, kurczaków i królików. A była to podstawa rytuału. Piliśmy ich krew, co jest obrzydliwością samą w sobie i wymyślaliśmy, jakich to okrutnych rzeczy moglibyśmy dokonać bez zmrużenia oka. Generalnie, chyba nie powiem nic odkrywczego, ubzduraliśmy sobie, że będziemy żyć dokładnie odwrotnie, niż nakazuje dekalog. Zło stało się naszym narkotykiem. Zło bardzo szybko wciąga, rzec można niepostrzeżenie, jest takie łatwe do zaakceptowania. W ten sposób „bawiliśmy się” jakieś dwa lata. Potem pojawił się opiekun. Mężczyzna około czterdziestu lat, wykształcony i dość zamożny. Znało go pół miasta. Nikt nie wiedział, że jest satanistą. Wypatrzył nas w księgarni, gdy szukaliśmy podręczników czarnej magii i okultyzmu. Powiedział, że ma całą bibliotekę odpowiedniej literatury i może nam udostępnić książki wydawane na Zachodzie. Do niczego nas nie zmuszał. Nie było składania ofiar z ludzi, gwałtów na dzieciach, zbiorowego seksu, choć wiem, że na Zachodzie jest to praktykowane wśród satanistów niemal powszechnie. Ale myślę, że tylko dlatego, że nikt z nas tego nie zaproponował. Bowiem w grupie obowiązywała zasada, że jeśli ktoś ma ochotę na zrobienie czegoś perwersyjnego, zboczonego, obłędnie złego, jest to do wykonania z pomocą całej reszty. Pojawiły się też kobiety. Uprawianie seksu jest bowiem uznawane za rodzaj wyzwalania magicznej siły psychicznej. Oczywiście, przywoził je nasz opiekun. Za każdym razem inne. Myślę, że były prostytutkami, niektórym brakowało piątej klepki, to pewne. Zachowywały się dziwnie, jak po narkotykach. Bełkotały coś bez sensu i znikały równie szybko, jak się pojawiły. Kiedy poczułem po raz pierwszy, że tonę? Skończyłem liceum i poszedłem na studia. Nie opuszczałem ani jednego spotkania w starym garażu. Któregoś razu nasz opiekun zaproponował, by jeden z kolegów przyprowadził swojego najmłodszego brała — czterolatka. Twierdził, że gdy taki maluch zobaczy rytuał składania ofiary, gdy każe mu się wypić krew i zjeść kawałek serca zwierzaka, zostanie satanistą do końca życia. Poza tym, dowodził dalej, trzeba udowodnić Lucyferowi, że jesteśmy prawdziwymi wyznawcami. Chodziło mu o gwałt, zobaczyłem to w jego twarzy i przypomniałem sobie, jak błyszczały mu oczy, gdy opowiadał o gwałtach na dzieciach jako szczycie rytuału, jego kwintesencji. Był pedofilem. Mało nie zwymiotowałem, słysząc, co mówi. Sam robiłem różne złe rzeczy, nie byłem aniołkiem, ale wciąganie dziecka... Tego było za dużo. Na szczęście Bóg nie odebrał nam do końca rozumu, bo brat dzieciaka zerwał się na równe nogi i po prostu uciekł. Tylko nasz bogaty maminsynek nie widział w tej propozycji nic zdrożnego. Opiekun wycofał się natychmiast, twierdząc, że widocznie nie jesteśmy jeszcze gotowi. Od początku prowadziłem dziennik. I to chyba on pozwolił mi utrzymać resztki zdrowego rozsądku. Gdy go czytałem, moje spadanie w dół stawało się czytelne jak na dłoni. Utknąłem po uszy w praktykach satanistycznych, bo to naprawdę człowieka wciągało, ale jednocześnie coraz bardziej się bałem. Zaczęły dziać się ze mną i wokół mnie rzeczy, które jeżyły mi włosy na głowie. Nie przesadzam! Noc stała się moim wrogiem. Przestałem spać, bo we śnie miałem krwawe, brutalne wizje. Czasem budziłem się, a one dalej trwały. Zdarzało mi się coś widzieć nawet w biały dzień, podczas wykładów lub na spotkaniu z przyjaciółmi. Z czasem te „rzeczy” zaczęły przytrafiać się mojej rodzinie. Matka była przekonana, że dom nawiedziły złe duchy. Dziewczyna, z którą wtedy chodziłem, narzekała, że nagle budzi ją w nocy straszny ziąb, choć właśnie była pełnia lata; że ktoś dotyka jej twarzy, nie daje spać. Bała się, że traci zmysły. W moim życiu pojawił się wówczas chłopak, mój rówieśnik. Chrześcijanin. Bardzo zdecydowany, jeśli można tak rzec, w swojej wierze. On jeden zauważył, że dzieje się ze mną coś nie tak. Przegadaliśmy parę nocy, nim mu powiedziałem, kim jestem, już bez dawnej dumy, ale z lękiem, co będzie ze mną dalej. Pamiętam jego reakcje. Odruchowo złapał w rękę krzyż, który nosił zawsze na szyi. jakby w geście obrony. Przez pół roku mówił mi o Jezusie, wierze, o Kościele, nim zdecydowałem się przekroczyć próg świątyni tego prawdziwego Boga, jedynego prawdziwego Boga. Panicznie bałem się, ale nie tego, że w progu dopadnie mnie karząca dłoń Stwórcy, tylko zemsty demonów. Boję się do dzisiaj. 10 lat po odejściu. Bo jeśli przyjdzie komuś do głowy kontakt z czarną magią, z okultyzmem, z satanistami — niech wie, że strach nie opuści go już nigdy. To działa jak spirala. Coraz więcej i coraz intensywniej, aż do obłędu — że kiedyś cię dopadną i zemszczą się za zdradę. Wiem, co mówię. Paru z moich dawnych kumpli, których nie udało mi się namówić do rzucenia satanizmu, skończyło w domu dla psychicznie chorych. Jestem pewny, że kilku po wyjściu na wolność wróciło do dawnego obyczaju. Dopilnował tego opiekun. Nie wiem, co się z nimi teraz dzieje. Wyjechałem z miasta po założeniu rodziny. Nie mogłem ryzykować. Przykład jaki został przytoczony powyżej ukazuje jak wiele w życiu jego autora spraw zostało z sobą dziwnie pomieszanych. Satanizm nie koniecznie należy kojarzyć tylko i wyłącznie z krwawymi ofiarami ze zwierząt i ludzi. Oczywistą sprawą jest na dzień dzisiejszy, że nie wszystkie rytuały satanistyczne związane są z fizycznym zadawaniem bólu. Jak potwierdzają to liczni autorzy większość rytów satanistycznych ma charakter symbolicznych inscenizacji w których ważne miejsce odgrywa psychodrama. W krańcowych sytuacjach sataniści przechodzą z płaszczyzny symbolicznej do rzeczywistości, w której dokonywać się może z ich udziałem różnego rodzaju fizyczna przemoc. Wobec tego typu możliwości rodzi się słuszne pytanie o to jak postępować wobec osób czy wręcz całych grup będących członkami sekt destrukcyjnych? Analizując specyfikę różnych grup satanistycznych (głównie mam na myśli w tym momencie wulgarne młodzieżowe grupy satanistyczne) wydaje się, że najlepszym rozwiązaniem w sytuacji zagrożenia będzie podjęcie kroków, jakie radzi się w przypadku sekt destrukcyjnych. UWAGA! W tym rozdziale nie zachowano przypisów z wersji drukowanej! opr. ab/ab Tłumaczenia w kontekście hasła "in a satanic ritual" z angielskiego na polski od Reverso Context: And two years later, he slit the throats of two virgins in a satanic ritual.
Artykuły dotyczące niebezpiecznych metod kontroli umysłu niezgodnych z doktryną chrześcijańską. Opublikowane przez / w Satanizm / No comments yet We współczesnym społeczeństwie zyskuje zaskakujące rozmiary zjawisko satanizmu; coraz więcej ludzi wstępuje do sekt satanicznych, bierze udział w obrzędach przez nie sprawowanych, wywołuje złe duchy, uprawia osobisty i indywidualny kult szatana, akceptuje idee pochodzące ze środowisk satanicznych. *** Zanim opiszemy najważniejsze cechy złożonego zjawiska współczesnego satanizmu, warto podjąć próbę sformułowania jego definicji. Może to być definicja – by tak rzec – całościowa lub też szczegółowa, to znaczy dotycząca wyłącznie wybranych aspektów: teologicznego, antropologicznego, psychologicznego, prawnego, socjologicznego. Próbując na początek skupić uwagę na definicji całościowej możemy stwierdzić, że gdy mówimy o satanizmie, mamy na myśli osoby, ugrupowania lub ruchy, które już to w odosobnieniu, już to w ramach mniej lub bardziej zorganizowanych struktur praktykują w jakiejś formie kult (np. tzw. oddawanie czci, adorację, przywoływanie) bytu określanego w Biblii jako zły duch, diabeł lub szatan; byt ten jest zazwyczaj pojmowany przez satanistów jako istota lub siła metafizyczna, jako tajemniczy, wrodzony element ludzkiej osoby lub też jako nieznana energia naturalna, którą przywołuje się poprzez określone praktyki rytualne, nazywając różnymi imionami (np. Lucyfer). Sekty sataniczne Grupy i ruchy sataniczne są oczywiście bardzo zróżnicowane, część z nich jest wzajemnie powiązana, inne nie; niektóre pozostają nie znane nawet dla ludzi mających kontakt ze środowiskami satanicznymi. Istnienie pewnych sekt jest bardzo krótkotrwałe, a może tylko wirtualne, inne z czasem zaprzestają działalności lub w pewnych przypadkach kontynuują ją w ukryciu; część z nich działa jawnie, część potajemnie; ponadto prawie we wszystkich dokonują się nieustanne rozłamy, to znaczy że dana grupa dzieli się na dwie lub więcej, a z tych wyłaniają się później kolejne odgałęzienia. Stany Zjednoczone są niewątpliwie krajem o największej liczbie ugrupowań satanicznych, które można określić jako jawne, to znaczy działające mniej lub bardziej otwarcie; w tym kraju też można znaleźć najobszerniejszą bibliografię na temat współczesnego satanizmu. Do ugrupowań jawnych powstałych w USA i dotąd działających należą: Church of Satan, Tempie of Set, Order of the Black Ram, Werewolf Order, Worldwide Church of Satanic Liberation, Church of War. Spośród tych, które po kilku latach prawdopodobnie zaprzestały działalności, można wymienić: Church of Satanic Brotherhood, Brotherhood of the Ram, Our Lady of Endor Coven, The Satanic Orthodox Church of Nethilum Rite, The Satanic Church. Ponadto w przypadku niektórych organizacji trudno jest ustalić, czy nadal działają, czy też nie; dotyczy to na przykład ugrupowania nazywanego Ordo Templi Satanis, którego publikacje są rozpowszechniane za pośrednictwem Internetu. Inną grupą sataniczną, która została dość dobrze poznana, między innymi dzięki obserwacji uczestniczącej przeprowadzonej przez amerykańskiego socjologa Williama Simsa Bainbridge’a, jest The Process Church of the Final Judgement. Powstała ona w 1965 r. w Anglii i później rozwinęła się w kilku krajach, zwłaszcza w USA, po czym nastąpił jej podział na dwa odłamy; obecnie The Process nie daje znaku życia. W Anglii odnotowano ponadto działalność dwóch innych jawnych organizacji satanicznych: Order of the Nine Angels i Dark Lily; z kolei w Nowej Zelandii działa grupa Ordo Sinistra Vivendi, poprzednio znana jako Order of the Left Hand Path. Spośród sekt satanicznych działających we Włoszech, o których coś wiadomo, ponieważ w taki czy inny sposób informacje o nich trafiały na strony gazet, można wymienić: Bambini di Satana, Chiesa di Satana di Filippo Scerba, Chiesa Luciferiana di Efrem Del Gatto, Impero Satanico delta Luce degli Inferi czy Seguaci del Maestro Loitan. Istnieją też grupy, które same nie uważają się za sataniczne, głosząc na przykład, że praktykują ryty pogańskie, aby osiągnąć harmonię z tajemnymi mocami natury; w rzeczywistości jednak niektóre ich cechy pozwalają zaliczyć je do wielokształtnego świata satanizmu. Obrzędy, symbole i praktyki sataniczne Obrzędy praktykowane przez poszczególne sekty częsta powstały w drodze modyfikacji obrzędów istniejących już wcześniej. Ogólnie jednak można powiedzieć, że ryty sataniczne służą celom wybranym przez celebransa; jest to pewien zespół gestów i słów mających wywołać jakąś zmianę w sytuacjach czy wydarzeniach, której nie można jakoby uzyskać normalnymi środkami i sposobami. Kiedy poprzez takie obrzędy zamierza się rzucić przekleństwo czy czar na określoną osobę, zwykle czyni się to w nocy, mniemając, że moment najbardziej sprzyjający przypada w określonej fazie snu tej osoby (na przykład na dwie godziny przed przebudzeniem). Jest to jeden z powodów, dla których ryty sataniczne rozpoczynają się zazwyczaj w godzinach nocnych. Natomiast wybór miejsca spotkania, w miecie czy poza nim, zależy prawdopodobnie od możliwości przeprowadzenia wszystkiego w sposób możliwie dyskretny, a w pewnych przypadkach od bliskości cmentarza albo wyłączonych z użytku sakralnego kościołów. Nie można wykluczyć, że podczas obrzędów satanicznych niektóre grupy dopuszczają się aktów bezczeszczenia zwłok, przemocy fizycznej, także wobec nieletnich, czy nawet rytualnych zabójstw. Pewna liczba sekt satanicznych powstałych w ostatnim okresie czerpie inspirację z ugrupowania Church of Satan, założonego w 1966 r. w Stanach Zjednoczonych przez Antona Szandora La Veya. Symbolem tej sekty jest tzw. pieczęć Baphometa: głowa kozła wewnątrz odwróconego pentagramu (gwiazdy pięcioramiennej), wpisanego w okrąg; ponadto na zakończeniach ramion gwiazdy znajduje się pięć liter hebrajskich i całość jest wpisana w jeszcze jeden okrąg. La Vey jest autorem trzech książek, które stanowią punkt odniesienia dla współczesnego satanizmu: The Satanic Bible, Complete Witch i The Satanic Rituals. W tej ostatniej znaleźć można opisy różnych obrzędów sprawowanych po łacinie, angielsku, francusku i niemiecku. Najważniejszy obrzęd wszystkich satanistów, za jaki można uznać czarną mszę, został opisany przez La Veya zarówno w The Satanic Bible, jak i The Satanic Rituals. Poszczególne grupy sataniczne wprowadzają zmiany do rytuału przyjętego przez La Veya, który wzoruje się na najstarszych czarnych mszach europejskich i czerpie inspirację z pism francuskiego poety Charlesa Baudelaire’a (1821-1867) i pisarza Charlesa Georges’a Huysmansa (1848-1907). Obrzęd jest sprawowany przez tzw. celebransa, diakona i subdiakona. Jako paramenty służą świece, odwrócony pentagram, kielich wypełniony winem lub innym napojem alkoholowym, dzwonek, miecz, kropidło lub przedmiot w kształcie fallusa, odwrócony krzyż; używa się także hostii konsekrowanej w czasie prawdziwej Mszy św. Ołtarzem czarnej mszy jest ciało nagiej kobiety, uczestnicy są ubrani w czarne szaty z kapturami. Obrzęd naśladuje mniej więcej liturgię Mszy św. katolickiej, modlitwy są odmawiane po łacinie, angielsku lub francusku. Oczywiście zamiast imienia Bożego wzywa się imienia szatana, przywołuje się imiona złych duchów, odmawia się Ojcze nasz odwracając właściwy sens modlitwy, bluźni się Jezusowi Chrystusowi i profanuje na różne sposoby hostię (używając jej w praktykach seksualnych, depcząc ją niejednokrotnie na znak nienawiści). Wierzenia sataniczne Wierzenia sataniczne mogą być różne w poszczególnych ugrupowaniach. Dla niektórych szatan jest bytem mniej lub bardziej symbolicznym, wyrazem transgresji i zarazem racjonalizmu, obrzędy zaś to swego rodzaju brutalny psychodramat, który ma uwolnić wiernych od uwarunkowań religijnych, moralnych i kulturowych, w których wyrośli. Niektórzy sataniści, podzielający tę wizję, twierdzą, że satanizm jest religią ciała. Satanista musi znaleźć szczęście tu i teraz. Nie istnieje niebo, które osiąga się po śmierci, ani ogień piekielny jako kara dla grzesznika. Dla innych natomiast szatan jest realną istotą, księciem ciemności, do którego można się zwracać poprzez magiczne rytuały, aby uzyskać różnego rodzaju korzyści. Inni znów widzą w szatanie, zwłaszcza w Lucyferze, postać pozytywną, która przeciwstawia się działaniu Boga judeochrześcijańskiego, uważanemu za negatywne. Zazwyczaj trudno jest określić jednoznacznie wierzenia, do których odwołuje się dana sekta sataniczna. Na przykład satanizm uprawiany przez La Veya pod pewnymi względami traktuje zło jako nieosobową, żywotną moc, której kult, wyrażający się w określonych rytuałach, pozwala zapanować nad jej destrukcyjnym potencjałem; w innych natomiast sytuacjach widać wyraźnie, że La Vey w niektórych obrzędach zwraca się do szatana – przynajmniej w sensie metaforycznym – jako do istoty osobowej, wprowadzając tym samym dwuznaczność typową dla środowisk satanicznych. Jeszcze inną sprzeczność można dostrzec w postawie ludzi uczestniczących w absurdalnych obrzędach Church of Satan, które celowo i agresywnie przeciwstawiają się Ewangelii, Kościołowi i jego liturgii: jeżeli ktoś nie wierzy w szatana ani w Boga, w Kościół ani w ofiarę eucharystyczną, to trudno zrozumieć, dlaczego z takim fanatyzmem uczestniczy w czarnych mszach. Drogi wiodące do satanizmu Sytuacje sprzyjające wejściu w kontakt z grupą sataniczną to przebywanie w środowiskach ezoterycznych, gdzie uprawia się magię i okultyzm, dzięki czemu człowiek oswaja się z ich ideami i praktykami i odczuwa pragnienie pójścia dalej, aby wypróbować nowe drogi poznania; udział w seansach spirytystycznych w celu wywoływania określonych duchów, co nierzadko prowadzi do przywołania złych duchów i do spotkania z uczestnikami obrzędów satanicznych; korzystanie z usług czarowników w celu rozwiązania różnego rodzaju problemów, co z upływem czasu skłania także do uciekania się do tak zwanej czarnej magii i prawie nieuniknienie prowadzi do kontaktu z obrzędami satanicznymi, uprawianymi przez pojedyncze osoby lub przez grupy mniej lub bardziej zorganizowane; bałwochwalczy kult piosenkarzy i zespołów rockowych, którym pozwala się; aby w swoich utworach bluźnili, nawoływali do samobójstwa lub zabójstwa, do przemocy, do dewiacji seksualnych, do narkomanii, nekrofilii i praktyk satanicznych. Motywy skłaniające ludzi do udziału w obrzędach satanicznych bywają bardzo różnorodne. Należą do nich: przekonanie, że można tą drogą osiągnąć różne korzyści materialne, także kosztem innych; chęć kontestacji społeczeństwa przez sprzeciwienie się w sposób wyzywający przyjętym obyczajom i zasadom; chorobliwy pociąg do tego, co budzi lęk i przerażenie, wynikający być może z podświadomej potrzeby uwolnienia się od własnych fobii; gwałtowna reakcja na urazy doznane w przeszłości, czasem nawet w dzieciństwie; próba zdobycia szczególnych mocy, które – jak się uważa – można uzyskać dzięki tajemnej wiedzy albo udziałowi w określonych obrzędach; zboczenia seksualne, które każą szukać zaspokojenia w anormalnych praktykach o charakterze tajemnym i obrzędowym. Z pewnością także różne problemy współczesnego społeczeństwa przyczyniają się do tego, że satanizm trafia na podatną glebę: samotność jednostki w bezosobowym i bezkształtnym tłumie; kontakt ze środowiskami, które oczerniają chrześcijaństwo albo próbują je rozwodnić zgodnie z własną wizją; rozkład rodziny na skutek osłabienia albo zaniku wiary w Boga, który jest jedynym źródłem miłości, harmonii i jedności. Istnieją też pewne postawy, o których można powiedzieć, że sprzyjają satanizmowi, ponieważ świadomie lub nieświadomie przyczyniają się do jego rozpowszechniania się w dzisiejszym społeczeństwie. Pierwsza z nich to niedocenianie wagi zjawiska: uważa się je za fakt marginalny, pozbawiony znaczenia, za swego rodzaju zabawę towarzyską, której ewentualne wynaturzenia mieszczą się mimo wszystko w granicach społecznej tolerancji. Inna postawa, niejako przeciwstawna pierwszej, polega na przecenianiu zjawiska, które uważa się za nadmiernie rozpowszechnione, traktując wszystkie bez wyjątku ugrupowania sataniczne jako organizacje przestępcze (nawet wówczas, gdy brak podstaw, aby mówić o popełnionych przez nie przestępstwach), zdolne wywierać bardzo niebezpieczny i destabilizujący wpływ na społeczeństwo; jej konsekwencją może być chorobliwy lęk przed satanizmem i polowanie na satanistów. Trzecią postawę można z kolei określić jako lęk przed antysatanizmem: jest on podsycany przez tych, którzy uprawiają – zapewne celowo – przesadną i systematyczną, a czasem też bezpodstawną krytykę organizacji zwalczających satanizm, przedstawiając je jako instytucje niezwykle wpływowe, zdolne wywoływać zachowania społecznie szkodliwe, choć w rzeczywistości organizacje te przyjmują wobec zjawiska satanizmu postawę właściwą z punktu widzenia naukowego, kulturowego i religijnego. Kilka uwag na zakończenie Jedno z wielu pytań zadawanych w związku ze zjawiskiem satanizmu dotyczy możliwości interpretowania go jako przejawu bezpośredniego działania szatana, na przykład jako opętania przez złego ducha uczestników satanicznych obrzędów. Uważam, że symptomem tego działania są nie tyle zjawiska nadprzyrodzone, co raczej postawa zaciekłej wrogości wobec Boga, Jezusa Chrystusa, Matki Bożej, Kościoła i wszystkiego, co święte. Ewentualne przypadki opętania, z jakimi można się spotkać wśród osób dobrowolnie uczestniczących w działalności satanistów, należą raczej do kategorii, którą można określić jako czynną, a nie bierną, wynikają bowiem z faktu, iż same te osoby z własnej woli oddają się szatanowi. Jednakże podstawowy problem społeczny, etyczny i kulturowy związany z ideami i praktykami satanicznymi polega na tym, że ich przyjęcie jest równoznaczne z aprobatą dla całkowitego odwrócenia wartości: to, co jest obiektywnie błędne, złe i moralnie nieuporządkowane, zostaje przyjęte jako odpowiedni wzorzec i jako droga do wyzwolenia, którą można proponować innym. Ponadto powszechna w środowisku satanistów akceptacja Crowleya: Czyń co chcesz, a tylko to będzie prawem prowadzi nieuchronnie do przekonania, że wolność człowieka bynajmniej nie kończy się tam, gdzie zaczyna się wolność innych. Na koniec trzeba jeszcze powiedzieć, że człowiek, który ubóstwia materię, który samego ,siebie uważa za boga i tym samym stawia się na miejscu Stwórcy, z pewnością bardzo boleśnie przeżyje konfrontację z nieuniknionym i gorzkim doświadczeniem własnej skończoności i ludzkiej bezsilności: może to mieć bardzo negatywne konsekwencje psychofizyczne i być przyczyną stanów depresyjnych. Satanizm odznacza się niewątpliwie dużym ładunkiem emocjonalnym i jest ucieczką w irracjonalizm, która jednak pod pewnymi aspektami zostaje ukryta pod osłoną pseudoracjonalnych usprawiedliwień. Głębokie zło, jakie z niego wynika, przybiera pozory i cechy osobowe i tajemne, wcielając się i wyrażając w grzechach ludzkich. Wspólnym mianownikiem różnych obrzędów, symboli, praktyk i wierzeń jest odrzucenie zdrowego rozsądku i głębokie zniekształcenie postawy moralnej człowieka, czego przejawem są zboczenia seksualne, żądza władzy, niepohamowana pogoń za pieniądzem i sukcesem, skrajny narcyzm; wszystkie te elementy oddalają od miłości Boga i bliźniego oraz od poszukiwania prawdziwego dobra osobistego i wspólnego. Uważam, że we współczesnym świecie, w którym zło – jakkolwiek byłoby ono pojmowane – wydaje się przeważać nad dobrem, trzeba nieustannie przypominać wszystkim wezwanie Ojca Świętego: Nie lękajcie się! Spokój, jaki wyrażają te słowa, może wypływać tylko ze świadomości, że wyzwolenie od zła i zbawienie jest możliwe dzięki odkupieńczemu dziełu Jezusa Chrystusa, jedynego Zbawiciela człowieka. Giuseppe Ferrari Krajowy sekretarz Zespołu Badań i Informacji na temat Sekt Włochy Tekst został opublikowany w: „L’Osservatore Romano” 3(191) 1997 Dziękujemy! Powrót do bloga Cieszymy się, że uważasz nasze treści za wartościowe.
CAŁY audiobook dostępny w aplikacji Empik Go: www.empik.com/goNajwiększy skandal w dziejach wyższej hierarchii kościelnej ostatnich paru stuleci.Wstrząsający
Rodzice bili, mąż bił, dziecko urodziło się martwe, ukochany mężczyzna naciągnął na 150 tys. i porzucił. Teraz wierzy już tylko w szatana. Przeczytajcie, o tym jak 44-letnia pani psycholog Maria została satanistką. Maria napisała, że jest ofiarą oszusta się w ośrodku, gdzie pracuje jako psycholog kliniczny. Z początku nie zwracam uwagi na zwisający u szyi pentagram, na czarną koszulkę z gotyckim zamkiem, na glany i "pieszczochy" na przegubach rąk. - Czy on był przystojny? - chcę jakoś zacząć Maria zaraz wybuchnie. Zaczyna mówić powoli, coraz głośniej, w końcu krzyczy:- W domu dostawałam lanie za czwórkę z plusem. Wyjechałam na studia, męża poznałam w akademiku. Pierwszy raz uderzył dwa tygodnie po ślubie. Potem już bił regularnie. Potem urodziłam martwe dziecko. Potem mnie wypatroszyli. Co mam na myśli? To się nazywa: "operacja ginekologiczna". Przestałam być kobietą. To natychmiast spowodowało klimakterium, które uderzyło ze zdwojoną także: Czy Nergal to satanista? Wszystko w temacie szatanaMaria Mam 44 lata. On nie musiał być przystojny. Wystarczy, że był że podczas spotkań z pacjentami pentagram chowa pod rok, październik: Ogłoszenie znalazłam w telegazecie: "pan z wyższym wykształceniem pozna panią...". Odpowiedziałam. Przedstawił się jako Łukasz R. Najpierw były SMS-y, telefony. Okazał się bardzo ułożonym panem z klasą, rozwiedzionym. Powiedział, że jego była żona mieszka w Niemczech, tam też mieszka jego dorosły już syn. Mówił, że jest prokuratorem, że ma problemy zdrowotne - jest po dwóch zawałach, dlatego obecnie nie pracuje zawodowo "na sali sądowej". Pierwsza randka: wyszłam po niego na dworzec, przyjechał pociągiem z na dworcu mężczyznę wysokiego, szpakowatego, powiedział mi, że ma 48 lat. Bardzo zadbany. Czysty, zawsze umyte włosy, zadbane paznokcie, pachnący. Ubrany ze smakiem, w stylu raczej sportowym: marynarka, dżinsy, buty sportowe, bardzo drogie, najlepszych to tworzywo sztuczne, z którego kiedyś produkowano skakanki. Linijka była wzmacniania metalem, inna mogłaby się połamać. Biła matka. Za co biła? Za to, że pranie na balkonie było źle rozwieszone. Brat miał nerwowe tiki. Biła go za to. Jak biła? Tak, żeby bolało. Jak często? Bez przerwy. Czytaj także: Apostazja, czyli na czym polega rozwód z KościołemZaprosiłam go na kawę do domu. Było bardzo sympatycznie. Został na parę dni. Było mi z nim cudownie. Wzięłam kilka dni urlopu. Wyjechaliśmy do Lanckorony. Piękne miejsce. Traktował mnie jak księżniczkę - czy nie jestem głodna, żebym zjadła obiad, czy się wyspałam... Myślałam, że to bajka. Dużo opowiadał o swojej pracy, snuł opowieści z sal sądowych, o tym, jak łapie bandytów... Czasami rzucał paragrafem, cytował jakieś dzieciństwie często chodziłam do kościoła. Szukałam tam spokoju. Klęczałam i Zaręczyliśmy się. Bez udziału naszych rodziców. Powiedział, że wkrótce przedstawi mnie swojej matce. Zaczął pożyczać ode mnie pieniądze, niewielkie Pojechałam na święta do Krakowa. Ale nie do niego do domu. Mówił, że Boże Narodzenie to taki rodzinny czas, że chce go spędzić ze swoją mamusią. Zostałam w motelu przez kilka dni, sama, również w Wigilię. On przychodził co jakiś czas. Mówił, że "musi już lecieć do mamusi", "do swojego mieszkania, gdzie czeka na niego synek".Przed nowym rokiem wróciłam do domu. Zabolało mnie to, że nie zaprosił mnie na grudnia oddałam mu swoje oszczędności - cztery tysiące złotych. Mówił, że komuś musi oddać jakieś pieniądze, że to na chwilę, bo ma kłopoty. Wzięłam pierwszy kredyt gotówkowy - na pięć także: Kto palił w Polsce heretyków na stosie?Jak ja siebie za to nienawidzę! Jak mogłam uwierzyć, że mi rok, luty: W tym czasie bez przerwy do mnie dzwonił, wysyłał SMS-y. Mówił, że otwiera firmę sprzątającą, że się do mnie przeprowadzi, że już zawsze będziemy razem, zaczniemy wspólne życie. Ale jakoś się na razie nie wtedy zostałam z kredytami gotówkowymi i bez oszczędności, zaczęło mi brakować pieniędzy. Mówiłam mu: wróć na salę sądową, chociaż trochę, może nie w pełnym wymiarze, ale musisz coś zarobić. Z miejsca dowiedziałam się, że Dawidek, jego syn, dostał "lekkiego zawału". Przestałam więc wspominać o podjęciu pracy, żeby go już nie się, że ma pod Krakowem dom, który niedługo sprzeda. Jednak, żeby go sprzedać, musi spłacić jakieś raty... Jak już go sprzeda, to pieniędzy będziemy mieli w bród. Taki miły kotek był, do rany przyjaciółka mówiła: sprawdź go, nie widziałaś jego rodziny, nie widziałaś jego mieszkania, nic o nim nie wiesz... Marzec: W marcu wziął ode mnie pieniądze na operację na sercu. Powiedział, że chce ją zrobić w prywatnej klinice, bo tam zna lekarzy i jest lepsza opieka. Wzięłam kredyt gotówkowy. Mówił mi, że nie może spać, że źle się czuje. Nie umiałam prosić. Nie umiałam od nikogo niczego oczekiwać. Od zawsze. Nie znałam słowa: "nie". Wiem o tym, bo przecież jestem psychologiem. Innym zawsze umiałam pomóc, ale nie kolejną pożyczkę - 130 tys. zł pod zastaw swojego mieszkania. Brał co kilka dni, po trzy tysiące, sześć Nadeszły święta Wielkiej Nocy. Znów spędziłam je samotnie w Krakowie w pensjonacie. Siedziałam wściekła i czekałam, aż się pojawi. Zjawiał się, potem znowu znikał, ja zostawałam. I wtedy po raz pierwszy chyba tak wyraźnie sobie powiedziałam: trzeba będzie odzyskać pieniądze i kopnąć go w tyłek. Komplementy, adoracje... Zapłaciłam za to 150 tys. zł. Co on ze mnie zrobił? Mam nadzieję, że wkrótce zdechnie, ale najpierw mi odda moje pieniądze. Zanim zdechnie, niech się pomęczy. Zabiję go. Mówię Miałam już wątpliwości: kurczę, gdzie ten facet ma pieniądze? Jak u mnie był, to codziennie gdzieś telefonował, mówił, że rozmawia ze swoim synem, odchodził na bok. Ja go nie podsłuchiwałam. Czerwiec: Ze 130 tys. zł na koncie zostało około czterech tysięcy i telewizor, który kupiliśmy. Cały czas było gadanie o domu, który lada chwila sprzeda, tylko musi uregulować jakieś rachunki, wpłacić "ostatnie" kwoty... Nie było już takiej idylli. Byłam za gruba albo za chuda. Miałam źle ścięte włosy. Źle siedziałam przy jedzeniu. Źle się ubierałam, źle się mnie, że miałam zrobić "tak i tak", nie było się go bać. Może nie tyle jego samego, co dezaprobaty z jego strony. Zaczęłam robić wszystko, żeby mnie akceptował. Wierzyłam, że rzeczywiście źle siedzę przy jedzeniu. I przestawałam mieć możliwości dawania mu pieniędzy. Coraz trudniej mi było zaciągać kredyty. Powiedział: pożycz od sąsiadki. Powiedziałam: "nie".Gdzieś poza świadomością wiedziałam, że to jest destrukcja, że to jest coś, co mnie niszczy, co prowadzi do zagłady. Czytaj także: Czy Nergal to satanista? Wszystko w temacie szatana"Idźmy do notariusza, spiszmy te wszystkie długi, ile pieniędzy ode mnie pożyczyłeś" - mówię mu. "Ty suko" - jestem suką, a dokładnie: wilczycą. Taki login miałam na Ale mnie stamtąd wywalili za wulgaryzmy, które pisałam pod jego długo nie przyjeżdżał z Krakowa. A długi trzeba było spłacać. No to płaciłam, ale źle się z tym czułam, byłam załamana. On mi odpowiadał przez telefon, że "nie jest moją niańką". Mówi, że pojedzie do pracy do Niemiec. "Co będzie z nami?" - odpowiedzi usłyszałam, że oskarży mnie przed sądem o to, że przeze mnie nie wyjechał do Niemiec, że to będzie sprawa sądowa, którą przegram, i jeszcze oskarży mnie o stalking. Śmieszne? Wtedy byłam przekonana, że mam do czynienia z prawnikiem, prokuratorem. Uwierzyłam mu, przestraszyłam się. Ale kiedy wyjeżdżał ode mnie, zaczynałam za nim telefon podał numer konta, na które wpłaciłam kolejne 6 tys. zł, z kolejnego kredytu gotówkowego. Zaczęłam się zastanawiać nad dodatkową pracą, bo już nie wyrabiałam finansowo. Nakazałam sobie znalezienie tej pracy. Tak jak przez całe życie mi nakazywano, tak ja sobie nakazuję. Bo to potrafię robić, w tym jestem dobra, tego mnie nauczono: nakazywać Boga, żeby mi pomógł ze spłacaniem rat. Wtedy ciągle byłam bardzo się u mnie. Przez kilka dni znów był cudowny i wspaniały. Potem zadzwonił. Powiedział, że umiera mu matka, że jest zrozpaczony, pije. Prosił, żebym poszła na dworzec i nadała przesyłkę konduktorską - 500 zł w kopercie. Poszłam i dałam konduktorowi te 500 ja siebie nienawidzę. Rzygać mi się chce na do drzwi. Wchodzi staruszek, dopytuje o Dziś go nie ma, trzeba przyjść w środę - Maria mówi ciepłym głosem, przyjaźnie, powoli, głośno i wyraźnie, cierpliwie tłumaczy i powtarza to samo zdanie trzy razy. W końcu staruszek zrozumiał, odchodzi. Nasza pierwsza rozmowa dobiega ROZMAWIA Z NERGALEM. Czytaj ekskluzywny wywiadMailem proszę, żeby podała mi datę graniczną, kiedy odeszła od wiary w Boga chrześcijan. Odpisuje po paru dniach. Zaczyna tak:Uwaga, zawarte w tym mailu treści mogą być niezgodne ze światopoglądem wielu osób. Intencją autorki nie jest obrażanie uczuć religijnych innych osób, lecz dokładne przekazanie własnych potem:Jak zostaje się satanistką? Powoli. Trzeba przeżyć dużo rozczarowań. Trzeba wszystko dokładnie przemyśleć, powstrzymać choć trochę emocje i włączyć racjonalne miłosierdzie - to piękne hasła, wyobrażenia, które nijak mają się do rzeczywistości. Potop, zabawa uczuciami Abrahama, poniżenie matki boga, holocaust, gwałcone i zabijane dzieci, gwałcone i zabijane kobiety, dzieci konające na raka. Świat jest pełen miłosierdzia i przejawów dobroci boga. Mnie też kochał... Kiedy? Bóg kochał mnie, gdy straciłam z bólu przytomność, a moje Jedyne Dziecko przyszło na świat martwe? A może kochał mnie wtedy, gdy patroszono mnie na stole operacyjnym? Kim jestem teraz, boże? Pamiętasz tamtą dziewczynę w kościele Mariackim w Krakowie? Ona przyszła do ciebie wiele razy. Najpierw stałam się deistką - wiosną 2011 roku. To wtedy poznałam Biblię Szatana. Czy jestem bezkrytyczną fanką La Veya'a? Nie. Nie znam żadnej organizacji satanistycznej. Wybrałam forum dla satanistów na odpowiednim poziomie intelektualnym. Większość załogi forum to laveyanie. Czy stałam się podła? Nie. Czy teraz z mniejszą troską patrzę na swoich pacjentów? Czy zaczęłam kraść, kłamać, oszukiwać? Nie. Teraz jestem sobą. Jestem wolna, wyrwana z więzów, jakie nałożyła mi nieludzka religia w boga Kali, przekłuj płuca jego żądłami skorpionów. O Sachmet, wrzuć substancję jego w przeklętą pustkę. Niech będzie przeklęte ścierwo, które wyrządziło mi tyle pan, kiedy nastąpiła przemiana. Odpowiadam: Pod koniec lipca zeszłego roku wybrałam satanizm. 18 września 2011 zarejestrowałam się na drugą rozmowę umawiamy się u niej w domu. Mieszkanie Marii jest skromne i 2010 roku: Znowu idylla. Jest miły i sympatyczny. Wciąż jednak nie może sprzedać tego domu, wciąż musi regulować jakieś Mieszkał u mnie. Wzięłam pięć nowych pożyczek w różnych firmach. Zaczął mieć pretensje, że za wolno zaciągam te pożyczki. Szybko idylla przerodziła się w horror. Wyprowadził się do drugiego pokoju. Zastawił drzwi krzesłem - tak, że nie mogłam do niego wchodzić. I żądał... Wszystko mu się nie podoba. Wrzeszczy na mnie, że nie chcę brać kolejnych pożyczek, że nie chcę pożyczać pieniędzy od sąsiadów. Po koniec sierpnia wyjeżdża do Krakowa z pieniędzmi z tych pięciu pożyczek. Telefonuje stamtąd, że serce go boli, że ma kłopoty w banku. Daj mi trochę złota - mówi. Ja ściągnęłam pierścionki z palców. Czytaj także: Kto palił w Polsce heretyków na stosie?Przyjechał do mnie. Wtedy już jeździłam na maliny. Musiałam jakoś zdobywać pieniądze na spłaty kredytów. Wstawałam o 5 rano, jeździłam na gapę, nie miałam nawet na bilet autobusowy. Za dzień pracy dostawało się 20 zł, koszyczek kosztował 50-80 gr. - Chodź ze mną, potrzebujemy pieniędzy - mówię do Dobrze, dobrze - odpowiadał, a potem zawsze bolało go go mieć dość, ale tak już ostatecznie. Niedobrze mi się robiło, jak go dał mi do podpisania kartkę in blanco: "Oświadczam, że to wszystko jest prawdą". Podpisałam ją. Wyprodukowałam też dla niego kartę chorobową. Chciał ją dla swojego kolegi: Marka P. Dopiero później okazało się, że to jego prawdziwe imię i nazwisko. Tam "stwierdziłam" u niego nerwicę. Chciał mieć na mnie haka - wyprodukowanie takiej karty byłoby dowodem na przestępstwo, na fałszowanie dokumentacji medycznej. Tylko, że ja na tej karcie napisałam: pacjent nie przedstawił dowodu tożsamości. Czyli jest to karta dla go nagrałam. Nagranie jest w prokuraturze. Mówi tam: "zobaczysz, jak będziesz mi robić problemy, mam twoje oświadczenie i kartę chorobową, którą wystawiłaś". Myślał, że się przestraszę. Ale ja już bałam się coraz mniej. 29 sierpnia 2010 roku założyłam kalosze, robocze ciuchy i wyszłam do pracy na maliny. Coś mnie tknęło. Zadzwoniłam do Centrum Interwencji Kryzysowej. Człowiek, który tam pracował, w trakcie rozmowy zorientował się, w jakim jestem stanie, wyszedł po mnie, bo nie mogłam trafić. Byłam jakby w mnie do hostelu, gdzie wreszcie się wyspałam. Potem rozmowa z panią psycholog, której opowiedziałam o wszystkim, co mnie spotkało. Nie, nie byłam spokojna. Nie płakałam, ja szlochałam! Kazała mi natychmiast zgłosić się na policję. Tego samego dnia wieczorem poszłam na komisariat. Odwieźli mnie radiowozem do domu, ale jego już nie było w go już nie bardzo chcę go zobaczyć, widzieć, jak męczy się, jak do kumpla, który mieszkał w Wejherowie. Późnym wieczorem do mnie przyjechał. Zabrał mnie do poniedziałek rano byłam już w pracy - miałam pacjentów w zapisałam się do Ośrodka Interwencji Kryzysowej. Zaczęłam pisać na portalu Któregoś dnia napisałam coś w rodzaju listu pożegnalnego. "Do zobaczenia w piekle" czy coś takiego. W domu miałam przygotowany cały zestaw: strzykawka, adrenalina, lekarstwa. Rano poszłam do pracy. Gdy wracałam do domu, przed klatką zatrzymał mnie policjant. "Czy pani Maria...?". Tak - odpowiedziałam. Weszliśmy razem do domu, a tam zimno. Patrzę - szyba od drzwi balkonowych wywalona. Strażacy wchodzili przez balkon. Ktoś przeczytał mój list na forum, rozpoznał mnie i zaalarmował policję. Do dziś nie wiem kto. Ten człowiek uratował mi życie. Czy to był Bóg? A może szatan?Policjant zapytał, czy chciałam popełnić samobójstwo. Powiedziałam prawdę, że tak. Przyjechała karetka pogotowia. Odmówiłam zgody na przewiezienie do szpitala psychiatrycznego. Ściągnęli mojego brata, który mnie zabrał do siebie. Nie bardzo mnie to wtedy obchodziło, co się ze mną dzieje. Październik: złożyłam zawiadomienie do prokuratury. Wyłudzoną kwotę oszacowałam na 150 tys. pracę w pralni - miesięcznie zarabiam 450 zł. Dwa razy w tygodniu pracuję jako psycholog - dostaję za to ok. 800-1000 zł. Hipoteka mieszkania jest obciążona na 130 tys. zł. Niespłacone raty plus odsetki wynoszą już ponad 10 tys., pozostało do spłacenia jeszcze 121 tys. zł. Miesięczna rata wynosi 1323 zł. Oprócz tego mam 6 kredytów gotówkowych. Spłacam po kilkadziesiąt złotych także: Apostazja, czyli na czym polega rozwód z KościołemZaraz przyjdzie pan Darek. Były policjant, pracuje teraz w jednej z firm pożyczkowych. Przyjdzie po 100 zł. Mówił, że mógłby mi zabrać telewizor, ale tego nie zrobi. Jest bardzo mi mówi, że muszę 9 dniach odmówiono wszczęcia śledztwa - nie dopatrzono się przestępstwa. Maria złożyła do sądu zażalenie na to postanowienie prokuratury. Sąd nakazał prokuratorowi rozpoczęcie śledztwa. Po kolejnych dwóch miesiącach postępowanie zostało rozpoczęte po raz drugi. Minęło kolejne pół roku - i we wrześniu 2011 roku śledztwo zostało zawieszone. Powodem był brak możliwości ustalenia miejsca pobytu świadka - czyli Łukasza R. (w rzeczywistości: Marka P.), bo taki status ma ten mężczyzna. Maria na własną rękę ustaliła, że przebywa on w areszcie śledczym w Bielsku-Białej. Odsiaduje wyroki za wcześniejsze przestępstwa. O swoich ustaleniach poinformowała trzema miesiącami prokuratorzy z Trójmiasta poprosili prokuratorów z Bielska-Białej o przesłuchanie ostatnia wiadomość w tej sprawie, jaka dotarła do pierwszych zeznań na policji minęło 16 miesięcy, śledczy wciąż nie przesłuchali Łukasza R. (Marka P.).Czytaj także: Kto palił w Polsce heretyków na stosie?Pytam, co to znaczy, że jest Co mi nakazuje moja religia? Nie krzywdzić ludzi i zwierząt bez powodu, upominać, gdy ktoś chce mnie skrzywdzić. Zanim dokonam na kimś zemsty, muszę tę osobę upomnieć. Ale jeśli nie przyniesie to poprawy, mam przyzwolenie na zniszczenie tego, który mnie A uśmiercanie gołąbków, profanacja grobów?- Śmieszne to jest. To robią gówniarze, nie mam z nimi nic Czym różni się satanista od chrześcijanina?- Są dwie różnice. Pierwsza jest taka, że my możemy, a nawet musimy się mścić. Druga zaś jest taka, że my nie prosimy, nie błagamy szatana, tak jak chrześcijanie proszą Boga. My od szatana żądamy. Mamy do tego Żąda pani?- Tak. Pierwszy raz w życiu mogę czegoś od kogoś Szatan spełnia pani żądania?- Tak. Na razie poza Jakim?- Żądam powtarza, że jeśli nie uda jej się doprowadzić Łukasza R. (Marka P.) przed sąd, zabije go. Zrobi to tak, żeby nie było śladów. Nie chce przez niego zgnić w więzieniu. Rytuały satanistyczne zazwyczaj odbywają się w nocy, kiedy pole magnetyczne jest najbardziej stabilne. Podczas dnia, naładowane elektrycznie cząstki wiatru słonecznego, powodują zawirowania w polu magnetycznym i czynią międzywymiarowe połączenie o wiele trudniejszymi. Tak przynajmniej twierdzi znany z tropienia demonów w książkach o Harrym Potterze włoski ksiądz egzorcysta Gabriele Amorth. Tym razem satanistami mają być księża, prałaci a nawet kardynałowie. Rewelacjami tymi ksiądz Amorth podzielił się z Marco Tosatti - autorem książki "Ojciec Amorth. Wspomnienia Egzorcysty. Życie w walce z szatanem". Pytany o źródła swojej wiedzy ksiądz Amorth odpowiedział, że wie to od osób, którzy mieli jakoby to sami widzieć oraz, że potwierdziły te rewelacje same demony, z którymi rozmawia podczas egzorcyzmów. Tosatti zapytał, czy papież jest świadom zagrożenia jakie powoduje istnienie satanistycznej sekty w Watykanie. Odpowiedź ojca Amortha brzmiała twierdząco. Papież - jego zdaniem - został poinformowany. Robi co może. Następnie ksiądz Amorth powiedział: "to przerażająca rzecz" i dodał, że papież będąc Niemcem pochodzi z kraju, gdzie istnieje zdecydowana awersja do takich rzeczy i gdzie praktycznie nie ma żadnych egzorcystów, ale mimo to papież wierzy w demony i Amortha próbował na początku marca ostudzić hiszpański ksiądz Jose Antonio Fortea Curucull specjalista od demonologii. Napisał na blogu, że wśród wysokich dostojników watykańskich są naprawdę różni ludzie - jedni mniej, inni bardziej uduchowieni. Jednak utrzymywanie, że niektórzy kardynałowie są członkami satanistycznej sekty jest nieakceptowalne. Zwłaszcza, jeżeli jako źródło rewelacji powoływany jest sam ojciec kłamstwa czyli mm
Demonologia - część VII. PIECZĘCIE DEMONÓW znajdziecie pod tym linkiem : Pieczęcie Demonów - Satanizm Teistyczny Jeśli ktoś woli się trzymać Goecji to pieczęci
Powrót do kościelnej rzeczywistości po kwarantannie okazał się trudniejszy, niż myślałam. Brak maseczek, chaos przy rozdawaniu Komunii i ostatecznie zwycięska, lecz okupiona trudnymi rozmowami walka o to, by w parafialnej gablotce zawisł plakat „Zranionych w Kościele”, dały mi się we znaki. Mimo to, a może właśnie dzięki temu, czuję, że wracam do mojej wspólnoty silniejsza. Kiedy dowiedziałam się o tym, że prymas Polski abp Wojciech Polak zaapelował do wszystkich diecezji w Polsce, by te rozesłały podlegającym im parafiom plakat informujący o akcji „Zranieni w Kościele”, coś we mnie drgnęło. Czyżby do polskich hierarchów w końcu dotarło, że najskuteczniejsza droga do oczyszczenia Kościoła z grzechu pedofilii i jej tuszowania wiedzie przez stanięcie w prawdzie i okazanie empatii ofiarom? Mój entuzjazm kurczył się jednak wraz z upływającymi dniami. Wypatrywałam plakatu w mojej parafialnej gablocie, niczym pierwszej gwiazdki na niebie. Kiedy się go nie doczekałam, postanowiłam wziąć sprawy w swoje ręce. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, jak nierówna będzie to walka. Nic nie wiem, nic nie słyszałem, zarobiony jestem Pod koniec maja zapukałam do zakrystii i z całą delikatnością na jaką było mnie stać, zadałam księdzu pytanie o to, czy nasza parafia planuje włączyć się w akcje zaproponowaną przez prymasa Polaka. Jakież było moje zaskoczenie, gdy ksiądz (na co dzień starający się, przyzwoity duszpasterz, który - o ironio - chwilę wcześniej na kazaniu przekonywał, że świeccy powinni przejmować w Kościele inicjatywę) „nafuczał” na mnie, odpowiadając z przekąsem, że nie ma - uwaga cytat - „jakiegoś szczególnego nabożeństwa do tej akcji”. Dodał też, że dopóki parafia nie otrzyma „wyraźnych wytycznych” (tak jak by prośba ze strony prymasa, a później kardynała Nycza - a więc jego przełożonych - nie wystarczała). Zakrystię opuściłam przytłoczona alergiczną reakcją kapłana. Na pytanie o plakat, ksiądz zjeżył się tak, jak bym przyszła do niego obklejona proaborcyjnymi hasłami albo owinięta tęczową flagą (a przecież i wtedy jego postawa pozostawiałaby wiele do życzenia). Zostałam potraktowana jak „wróg Kościoła”, a nie katoliczka zatroskana o dobro wspólnoty, do której przecież wciąż, mimo targającego nią kryzysu, należę. Po tym doświadczeniu uznałam, że nie mam siły na dalszą walkę, że to nie dla mnie. Niech walczą wyszkoleni i doświadczeni aktywiści, ja wrócę do pisania tekstów i manifestowania swojej niezgody za pośrednictwem klawiatury i monitora. Kiedy dwa tygodnie później pojawiłam się w tym samym parafialnym kościele, obiecałam sobie, że tym razem nie będę interweniować, choćby nie wiem co. I wtedy stało się coś, czego się nie spodziewałam. Święte oburzenie Po mszy zostałam, żeby chwilę się pomodlić i ostudzić emocje. W środku gotowało się we mnie, bo kolejny raz przed komunią ksiądz „zapomniał” (mimo wyraźnego zalecenia kardynała Nycza) poinformować o dwóch oddzielnych kolejkach, uzależnionych od formy przyjmowania sakramentu. W efekcie ludzie tłoczyli się przed ołtarzem, raz otwierając usta, raz wyciągając dłonie po hostię. Byłam jedną z nielicznych osób, które przyjęły wówczas komunię „na rękę”. Osoba przede mną, jak i ta po mnie, przyjęły ją w sposób tradycyjny, co uczyniło moje starania o zachowanie zasad sanitarnych kompletnie bezsensownymi. Siedząc w opustoszałej już kaplicy, modliłam się nie tylko o cierpliwość, ale i światło Ducha Świętego. To było tydzień po Pięćdziesiątnicy i wiedziałam, że jeśli mam wykrzesać z siebie inicjatywę, to potrzebuję wsparcia „z góry” - jakiegoś znaku, że moje oburzenie nie jest tylko chęcią wylania frustracji, ale czymś, z czego można wyciągnąć jakieś dobro. Modliłam się o to, żeby albo ta złość zniknęła zupełnie, albo żeby przynajmniej stała się impulsem do konkretnego działania. Z jednej strony chciałam już wyjść z kościoła i zapomnieć o rosnącej frustracji - z drugiej, wciąż biłam się z myślami, czy potencjalny brak reakcji z mojej strony, nie byłby kolejnym złem. Wtedy stało się coś nieoczekiwanego. Byłam już w progu drzwi świątyni, kiedy nagle odwróciłam się i skierowałam swoje kroki do zakrystii. W środku czekał ksiądz (inny niż poprzednio), który przed chwilą sprawował eucharystię. Zadałam mu to samo pytanie: o plakat „Zranionych w Kościele” i dopytałam o kwestię dwóch kolejek do komunii. O dziwo, nie zbył mnie, jak jego kolega. Choć tłumaczenie, że plakat nie zawisł „bo go jeszcze nie dostali” wydało mi się dziwne (od zalecenia prymasa upłynęło już kilka trochę czasu), kapłan ten podziękował za zwrócenie uwagi. Uznałam to za akt dobrej woli - przynajmniej mnie nie zaatakował, tylko wysłuchał. A to już coś. Na odchodne uśmiechnęłam się do niego, mrugając okiem i informując, że w razie czego mam w domu drukarkę i plakat mogę im wydrukować od ręki. Tym razem zakrystię opuszczałam już spokojna - choć teoretycznie „niczego” nie załatwiłam, byłam zbudowana tym, że przynajmniej nie potraktowano mnie jak wroga. Ksiądz w mojej parafii „tłumaczył” się, że obiecane przez kurię plakaty jeszcze nie dotarły, więc jako zaangażowana parafianka, wydrukowałam dwie sztuki sama. Dziś mu je przekażę z prośbą o powieszenie w kościelnej gablotce. Czy presja ma sens? To się okaże. #zranieniwkosciele — Magda Fijołek (@fijolekmagda) June 20, 2020 „W gablotce nie ma miejsca”. A dla Andrzeja Dudy jakoś się znalazło? Moje pertraktacje z księżmi z parafii (w których wspierał mnie mąż, za co mu bardzo dziękuję), swoją kulminację miały w minioną sobotę. Upewniwszy się u samego źródła, że plakaty zostały wysłane do wszystkich stołecznych parafii, a to, czy ostatecznie w nich zawisną jest kwestią tylko i wyłącznie dobrej lub złej woli proboszczów, udałam się w towarzystwie Marcina na ostateczne starcie, tym razem do księdza proboszcza. Opór kapłana był duży. Co prawda przyjął nas i wysłuchał, ale co chwila odbijał przedstawiane mu argumenty. Jednym z nich było to, że w gablotce…. „nie ma miejsca”. Wtedy coś we mnie pękło i spytałam proboszcza, jak to jest, że na informację o podpisanej przez prezydenta tzw. karcie rodziny (sąsiadującej nota bene z tekstem sprzed sześciu lat autorstwa Krystyny Pawłowicz i artykułem na temat handlu dziećmi na „mięso, seks i satanistyczne rytuały”). Nie potrafił mi na to odpowiedzieć. Rozmowa była trudna, choć obie strony starały się zachować empatii i zrozumienia. Na koniec niemal „wymusiliśmy” na proboszczu deklarację, że plakat „Zranionych w Kościele” pojawi się najdalej za tydzień. Jesteśmy z @marcinfijolek już po rozmowie z księdzem proboszczem. Tym razem „tłumaczenie” sprowadziło się do przekonywania, że w gablotce nie ma miejsca (swoją drogą polecam jej treść uwadze) na plakat. Ksiądz obiecał, że plakat pojawi się jutro. Będę monitorować sytuację. — Magda Fijołek (@fijolekmagda) June 20, 2020 Pyrrusowe zwycięstwo to nadal zwycięstwo? Wieczorem, tego samego dnia wybraliśmy się z mężem na krótki spacer. Kiedy mijaliśmy nasz kościół, oniemieliśmy. Na tablicy nie tylko pojawił się plakat informujący o telefonie wsparcia dla osób, które doświadczyły przemocy ze strony ludzi Kościoła, ale całkowicie zniknęła „kontrowersyjna” gablotka. Szczerze mówią nie spodziewaliśmy się, by nasza rozmowa coś wskórała, a już na pewno nie w takim tempie. Dawno nie czułam takiej ulgi i radości - czyli presja (nie „agresja”) ma sens. A w połączeniu z modlitwą i cierpliwością może zdziałać cuda: bo tak postrzegam to, co wydarzyło się w mojej parafii. Ta walka była bardzo nierówna: w zderzeniu z korporacyjną kościelną machiną czułam się bezsilna. A jednak, mimo tego, że bitwa została okupiona nerwami, nieprzychylnymi reakcjami księży i przekonywaniem przypominającym momentami walenie głową w mur, udało się. Presja MA sens ;-) Takie oto zdjęcie podesłał mi @marcinfijolek przed chwilą. W efekcie naszej rozmowy z ks. proboszczem nie tylko pojawił się plakat Zranionych w Kościele, opustoszała też kontrowersyjna gablotka :) Chwała Panu! ????❤️ — Magda Fijołek (@fijolekmagda) June 20, 2020 Tę bitwę wygrałam, ale wojna wewnątrz Kościoła toczy się dalej Nie wiem, czy był to efekt tylko i wyłącznie naszej rozmowy z księdzem proboszczem, czy interweniował ktoś z przełożonych (post na Twitterze zaczął w pewnym momencie żyć własnym życiem), ale plakat ostatecznie zawisł i to jest niekwestionowane zwycięstwo. Przy najbliższej okazji podziękuję za to mojemu proboszczowi bo wiem, ile ta decyzja mogła go kosztować. Co prawda mieszkam na Żoliborzu od niedawna, ale przez tych kilka miesięcy ksiądz ten dał się poznać jako człowiek zaangażowany w życie parafii, dobry spowiednik i duszpasterz. Podejrzewam (a w każdym razie chcę w to wierzyć), że jego dystans do akcji „Zranieni w Kościele” mógł wynikać z obawy przed reakcją części parafian — w końcu media pokroju „Naszego Dziennika” już orzekły, że inicjatywa ta ma na celu rozbicie Kościoła od środka i szkalowanie niewinnych księży. Niestety, choć nie znoszę takich porównań, to nie jest to koniec „wojny”, która od wewnątrz trawi polski Kościół. Wbrew pozorom, to nie LGBT, ani „potwór gender” niszczą dziś tę wspólnotę. Niszczy je skrajny klerykalizm, bezrefleksyjność i pycha księży, którzy tak przywykli do pozycji świętych krów, że każdy najmniejszy przejaw krytyki, czy zwykłej troski ze strony wiernych, odbierany jest często jako atak. Gazetka informująca o poczynaniach Andrzeja Dudy znikła, ale w jej miejsce pojawiły się kolejne teksty straszące „ideologią LGBT”. W minioną niedzielę nadal nie było dwóch oddzielnych kolejek do komunii. Nie odczytano też listu, w którym Prymas tłumaczy sesn akcji „Zranieni w Kościele”. Dopóki księża nie zmienią swojej mentalności, każde porozumienie będzie rodziło się w podobnych bólach, co opisana przeze mnie sytuacja — co oczywiście oznacza, że nie jest niemożliwe i nie ma przypadków beznadziejnych. Kropla drąży skałę, nawet tak twardą jak poczucie wyższości i nieomylności części kapłanów. Aktualizacja: Tuż przed wysłaniem tekstu do redakcji, jeden z księży parafii św. Jana Kantego w Warszawie (tym razem nie mam już skrupułów, by zdradzić, o którą parafię konkretnie chodzi), odpowiedział mi na Facebooku w następujący sposób: „Plakat zawisł na prośbę Księdza Kardynała w ramach cotygodniowej, sobotniej praktyki zmiany gazetki. Została Pani poinformowana o sposobie przekazywania takich materiałów i zasadach ich publikacji w ogłoszeniach. Sugerowanie naszej niechęci i braku zaangażowania w tym aspekcie jest po prostu nieuczciwe”. Cóż, czyli sukces, ale nie do końca. Mentalność oblężonej twierdzy ma się świetnie. Informuję, że wbrew temu, co pisze ksiądz Radosław Marciniak, na żadnym etapie „negocjacji” nie zostaliśmy z mężem poinformowani o „sposobie przekazywania takich materiałów i zasadach ich publikacji”. Zamiast tego, w odpowiedzi na nasze pytania, usłyszeliśmy serię wykrętów pokroju „materiały nie dotarły na czas” (co w rozmowie z proboszczem okazało się nieprawdą) i kuriozalne „w gablotce nie ma miejsca” - abstrahując od oddolnej inicjatywy i chęci wyjścia naprzeciw, czego kompletnie zabrakło. Cieszę się, że w reakcji na opisaną w mediach społecznościowych sytuację dostałam kilka głosów od osób, które chciałyby wykonać podobny krok w swoich parafiach. Choć wiem, jakie to trudne i na własnej skórze doświadczyłam nieprzyjemnych skutków klerykalizmu, gorąco kibicuję tym wszystkim, którzy odważą się stanąć po stronie ofiar i w razie potrzeby zainterweniują - z ogromną dozą delikatności i empatii (w końcu nie chodzi o wywoływanie kolejnych afer, ale owocną współpracę w trosce o wspólne dobro) - u swoich proboszczów. Jednocześnie wiem, że jako dziennikarka i publicystka, jestem w tej sytuacji uprzywilejowana - mogę opisać szczegóły interwencji publicznie, mojego Twitta podadzą dalej inni dziennikarze. Wreszcie mogę wykonać telefony do ludzi uchodzących za kościelne autorytety i od nich uzyskać „glejt” na działanie w słusznej sprawie, jak ta wyżej opisana. Zastanawiam się, ile jest osób, które nie mają takich możliwości i nie interweniują z obawy przed odrzuceniem, zwłaszcza w mniejszych miejscowościach i parafiach, gdzie wszyscy się znają; czy wreszcie z lęku przed potraktowaniem jak wroga i oskarżeniami o chęć zaszkodzenia Kościołowi. Być może nadszedł czas, by stanąć w prawdzie również o nas samych, świeckich: bo jeśli patrzymy na zło, zasłaniając oczy, wcale nie sprawimy, że ono zniknie. *** Jeśli jesteś osobą skrzywdzoną w Kościele i potrzebujesz pomocy lub rozmowy, skorzystaj z tej infolinii. Stworzyli ją ludzie świeccy poruszeni Twoim losem: Q4JW.
  • v6bcned9fi.pages.dev/155
  • v6bcned9fi.pages.dev/43
  • v6bcned9fi.pages.dev/247
  • v6bcned9fi.pages.dev/99
  • v6bcned9fi.pages.dev/59
  • v6bcned9fi.pages.dev/167
  • v6bcned9fi.pages.dev/203
  • v6bcned9fi.pages.dev/118
  • v6bcned9fi.pages.dev/49
  • rytuały satanistyczne w watykanie